Jak planuję miesiąc? + listopadowe bujo

,

Nowy miesiąc – nowe bujo! Jednak tematem przewodnim mojego dzisiejszego wpisu nie jest rozkładówka w moim bullet journalu, ale to, jak planuję miesiąc. Co biorę po uwagę? Jak planuję? O czym nie zapominam? Odpowiedź poniżej!

Październik był miesiącem pod znakiem Jak mieć więcej czasu na studiach?. W serii wpisów, która się wówczas ukazała, opisywałam Wam, w jaki sposób możecie zyskać więcej czasu w Waszej studenckiej rzeczywistości. W listopadzie motywem przewodnim będzie organizacja czasu.

Zdecydowałam zająć się tym tematem dopiero w listopadzie, ponieważ październik to dla mnie miesiąc, w którym studencka rzeczywistość nieustannie mnie zaskakuje, a mój czas jest bardzo daleki od bycia zorganizowanym. Pisanie wpisów o tej tematyce byłoby co najmniej dobrym żartem, choć mocno zakrawałoby o hipokryzję. Jednak wraz z upływem miesiąca było coraz lepiej – przestałam biegać na pociąg i zaczęłam chodzić spać prawie zawsze o normalnej dla mnie godzinie, czyli najpóźniej o 22.30. Teraz czuję się odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu!

Plan wpisów jest taki, że będziemy przechodzić od ogółu do szczegółu, choć odpuszczę sobie wróżenie z fusów, czyli planowanie roku (w listopadzie bez sensu) i planowanie życia (w ogóle bez sensu 😉 ). Zaczniemy od planowania miesiąca, czego pewnie domyśliliście się po tytule tego wpisu.

Moim zdaniem, miesiąc to bardzo długo i planowanie go bardzo szczegółowo trochę mija się z celem. Dlaczego? Dlatego, że wiele może się zmienić. Samo zaplanowanie 30-31 dni w przód oczywiście nie jest żadnym problemem. Wystarczy usiąść i wszystko spisać. Problem pojawia się w momencie realizacji założonych celów. A przecież właśnie po to cokolwiek planujemy, prawda?

W moim miesięcznym planie zapisuję tak naprawdę tylko 4 rzeczy:

  • ważne wydarzenia prywatne np. urodziny, wyjazdy czy wizyta u dentysty
  • ważne daty na studiach np. prezentacje czy kolokwia
  • wpisy na bloga
  • filmy na youtube

Powyższe sprawy są dla mnie na tyle sztywnymi terminami, że mogę je spokojnie zapisać i, oprócz filmów, większość mi się nie rozjeżdża. A nawet jeśli tak, to nie zdarza się to zbyt często i nie muszę nic bez przerwy kreślić.

Jak planuję miesiąc?

Najważniejszą rzeczą jest to, żeby mieć cały miesiąc na jednej stronie. Uważam, że to klucz do dobrego rozłożenia spraw tak, aby wszystko nie działo się jednego dnia. Oczywiście na niektóre daty np. kolokwium czy egzaminu nie mamy wpływu, bo są one ustalane z góry i nie możemy sobie ich ustawiać pod siebie. Jasne, czasami można podjąć negocjację z prowadzącym, ale rzadko udaje nam się coś ugrać. Prowadzący też mają swój kalendarz zajęć i nie chcą, żeby legł w gruzach.

W takiej sytuacji możecie dopasować pod to swoje wydarzenia prywatnego i nie umawiać się codziennie na spotkanie po zajęciach w tygodniu, w którym macie codziennie pracę do oddania na przemian z kolokwiami do napisania.

Podobnie z blogiem i youtubem – kiedy film i wpis nie są o tej samej tematyce, nie chcę, żeby ukazywały się tego samego dnia. Wiem, że nie mielibyście czasu na zajrzenie w obydwa miejsca. Wolę dostarczać Wam atrakcji stopniowo, żebyście się nie nudzili.

Ważną rolę w planowaniu miesiąca odgrywa również wzięcie pod uwagę ewentualnych wyjazdów. Niektóre sprawy jesteśmy w stanie skończyć będąc poza domem, a nie inne są po prostu niemożliwe z przyczyn logistycznych. Dla mnie wyjazdy to czas oderwania się na chwilę od rzeczywistości, moment na oddech i przewietrzenie głowy, na nabranie dystansu. Znam też siebie i wiem, że wtedy dużo rzeczy odpuszczam i na pewno nie zrealizuję 100% z mojej listy zadań.

Kluczem do dobrego zaplanowania miesiąca jest nie tylko przewidzenie możliwie, jak największej ilości wydarzeń i tego co nas czeka, ale także zostawienie sobie rezerwy czasowej na to, co niespodziewane.

Wspominałam już o tym na początku wpisu – nie warto planować miesiąca co do sekundy. Po pierwsze, nie sprawdzi się to, bo nie da się wszystkiego przewidzieć. Po drugie, warto zostawić sobie trochę przestrzeni na odpoczynek i spontaniczność. Po trzecie, pierwsza zmiana planów i obsuwa wywołają frustrację, nerwy i stres, bo coś poszło niezgodnie planem. I po co to komu?

Dlatego nie zapominajcie o elastyczności, czyli dopasowywaniu się do tego, co nam się przytrafia i szukaniu wyjścia z sytuacji, zamiast nerwów o to, że coś idzie nie po naszej myśli. Plan na cały miesiąc to dla mnie szkic, a nie wykuta w skale deklaracja na śmierć i życie. Więcej szczegółów pojawia się u mnie w planowaniu tygodnia i, na koniec, jednego dnia, ale to już temat na inny wpis… Pierwszy z nich na blogu w poniedziałek!

A jak jest u Was z planowaniem miesiąca? Planujecie czy odpuszczacie?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *