Kaszmirowy Końsweek #42

Poprzedni Końsweek był równo miesiąc temu, więc przyszedł czas na mały życiowy update. Skończyliśmy spacerki, pierwsze jazdy mamy za sobą, przyszła wiosna (podobno tylko na chwilę). No dzieje się!

Ostatnie spacery

Spacerki przebiegały nam w zasadzie całkiem grzecznie. Odkąd wróciłam na uczelnię, w tygodniu spacerowaliśmy po stajni. Raz odwiedziliśmy halę, Siwus próbował się ewakuować, bo miękko i ciągnijmy człowieka. Na szczęście po udaremnionej próbie więcej atrakcji nie było. Później w jeden z weekendów Kaszmir postanowił zużyć swój nadmiar energii, ale zamiast biegać stawał w miejscu z brykał. Pobrykał, chwilę chodził grzecznie i powtórka. Czasami jeszcze dodawał stawanie dęba – tryb cyrkowca mu się załączył 😉 Naszą przygodę ze spacerkami zakończyliśmy z przytupem, a raczej z wyskokiem. Kaszmir szukając zaczepki postanowił przestraszyć się człowieka, który szedł obok placu. Spiął się, nafukał, a jak już „niebezpieczeństwo” minęło, wyrwał się galopem, po czym wyskoczył z placu.

[easy-image-collage id=14166]

Było to dwa dni przed moim planem wypuszczenia go na padok, ale postanowiłam, że godzina na dworze dobrze mu zrobi. Mrozy jeszcze trochę trzymały, więc nie chciałam, żeby Kaszmirowy się przeziębił – w końcu cały miesiąc stał w ciepłej stajni. Jeśli spodziewaliście się szalonych wariactw i dzikich galopów po padoku po wyprowadzeniu Siwego na padok, muszę Was rozczarować. Wraz z wejściem na padok, Kaszmir zamienił się w aniołka, przywitał się z kolegami i tyle. Następne dwa dni podobnie, a później już zaczął wietrzyć się całe dnie.

Pierwsze jazdy

Jazdy zaczęliśmy od niedzielnego stępo-spacerku do lasu. Byliśmy w nim ok. 30 minut, ale wreszcie zobaczyliśmy świat z trochę innej perspektywy i przede wszystkim wreszcie coś innego niż plac. Kilka rzeczy Kaszmira zdziwiło, ale żadnych ucieczek i wariactw nie było.

W środę wsiadłam na 30 minut, ale na halę i zaczęliśmy trochę kłusować. Kaszmir chodził, jakby żadnej przerwy nie miał tzn. nie szalał, nie pędził, nie brykał. Pokłusowaliśmy łącznie max. 10 minut, żeby nie przesadzać na początek. Nawet ustawienie udało nam się uzyskać, więc pierwsza jazda zaliczona pozytywnie.

Nie mogę za to to pozytywów zaliczyć piątkowego wypadu w teren. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale Kaszmir od połowy terenu szedł, jak tykająca bomba. Był to jego pierwszy dłuższy teren i do dalszego lasu, a do tego z nowym, energetycznym towarzyszem. I w drodze powrotnej Kaszmir prawdopodobnie, dlatego że zostawał ciągle w tyle, postanowił wyskoczyć z czterech i poprawić grzbietem. I zanim się zorientowałam, co się dzieje, to już wylądowałam biodrem na czymś twardym. A Siwy pobiegł w las.

Muszę Wam powiedzieć, że nigdy w życiu nie byłam tak zdenerwowana i bezsilna jednocześnie. Na tym odcinku, na którym byliśmy, został nam do przejechania jeszcze jeden asfalt. Nie muszę wspominać, w którą stronę pobiegł Kaszmir? Na szczęście po tym, jak dzikim galopem dobiegł do końca lasu, zatrzymał się, bo nigdy wcześniej tam nie był i zawrócił do koni. I wszystko dobrze się skończyło, oprócz mojego potłuczonego biodra i nerwów, których się najadłam.

[easy-image-collage id=14164]

I od tamtej pory chodził grzecznie. W sobotę wsiadłam na placu, jeździłam przy murze i Siwego nic nie ruszało, żaden samochód, żaden tir – nic. Chyba nabawił się zakwasów, bo miał tempo umierającego żółwia. Ale poza tym – koń ideał! To samo w niedzielnym teren, chłopaki się zrelaksowali i  przedreptaliśmy praktycznie tę samą trasę, co dwa dni wcześniej. A konie do nie poznania! W poniedziałek na lonży trochę Siwego wiatr gryzł w zadek, więc skakał sobie radośnie, ale się nie wyrywał. Ot taka poniedziałkowa gimnastyka! Wczoraj na jeździe trochę się denerwował, że mu każą jakieś ujeżdżenie robić, kiedy on chce galopować! I biec! Na koniec udało nam się wypracować ładne rozluźnienie, więc jazdę można zaliczyć do udanych.

Jak widzicie z tym koniem nigdy nie można się nudzić! Jednak muszę Wam przyznać, że te spacerki pozwoliły nam poznać się jeszcze bardziej. I doceniłam to, że mam możliwość posiadania Siwego i jazdy na nim.

Choć moje biodro mówi coś innego.

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *