NOUVELLES D’ORLÉANS *14* *15* – odwiedziny rodziny

, ,

Minione dwa tygodnie były bardzo odmienne od siebie. W pierwszym z nich nie działo się praktycznie nic, zaś w drugim z okazji Wielkanocy odwiedzili mnie moi rodzice z siostrą. Żeby nie było nudy, postanowiłam połączyć dwa tygodnie w jednym wpisie i dziś zapraszam Was na kilka słów o tym, co się u mnie ostatnio działo.

Po zakończeniu zajęć i drugiej tury zaliczeń dopadł mnie leń gigant i ciężko było mi się zebrać do jakiegoś bardziej sensownego działania. Na blogu pojawił się tylko jeden wpis – o francuskich tradycjach wielkanocnych. Miałam też okazję odwiedzić orleańskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nie będę kłamać – niewiele z tego zrozumiałam i bynajmniej nie miał na to wpływu mój poziom francuskiego 😉 Po prostu dorabianie artystycznych ideologii i teorii do zwykłych rzeczy nie mieści się w granicach mojego mózgu. Wróciłam też do czytania książek dla siebie i do nadrabiania zaległości w lekturach. Tak się wciągnęłam, że wszystko inne zeszło na dalszy plan. Wszystko, oprócz przygotowań do przyjazdu rodzinki!

W czwartek, 18 kwietnia po wielu przygodach po drodze moi rodzice dojechali do Orleanu. Pierwszego dnia ich pobytu wybraliśmy się na spacer po Orleanie i bardzo się cieszę, że wreszcie mogłam im pokazać wszystkie piękne miejsca, które do tej pory oglądali tylko na zdjęciach. Tym razem to nie ja byłam osobą fotografującą wszystko wokół, choć kilka kadrów oczywiście zapełniło pamięć w moim telefonie. Wieczór spędziliśmy z bagietką, francuskim serem i winem oglądając zachód słońca nad Loarą. Idealnie!

W piątek wybraliśmy się na całodniową wycieczkę po Paryżu. W ciągu 10 godzin udało nam się zobaczyć wszystkie najważniejsze atrakcje stolicy Francji. W niedzielę podzielę się z Wami trasą wycieczki, bo dzięki niej nie ominiecie miejsc „must-see” w Paryżu. Jednak wróćmy do naszej wycieczki! Pogoda trafiła nam się piękna, a nawet zbyt piękna, bo słońce i temperatura momentami mocno dawały się we znaki. Teraz mam rękę opaloną w pasek po zegarku 😀 Tłumy były ogromne! Odzwyczaiłam się od nich podczas moich spacerów w deszczu. W miejscach, których stawiałam telefon na statywie i robiłam zdjęcia samowyzwalaczem, teraz nie można było wcisnąć szpilki. Takie uroki tego miasta!

W sobotę postanowiliśmy wybrać się w mniej oblegane okolice w centrum Francji. Zanim wyruszyliśmy w jednodniowy objazd po okolicy, oczywiście nie mogliśmy opuścić sobotniego targu nad Loarą, tym bardziej że odwiedzin tego miejsca zostało mi coraz mniej. Przyjemność do zakupów na targach i ryneczkach mam zdecydowanie po Mamie, dlatego na wspólnych zakupach miałyśmy dużą frajdę. Gdyby nie moja siostra, która była z nami, pewnie nadal byłyśmy chodziły w tę i z powrotem po targu 😉

Po zakupach wyruszyliśmy na wycieczkę. Pierwszym punktem programu był zamek w Chambord. Nie chcieliśmy do niego wchodzić, bo bilety wstępu są dosyć drogie (ok.14 €/os.), a do tego wystrój wnętrz zdecydowanie nie trafia w nasz gust. Woleliśmy po prostu wreszcie zobaczyć na żywo prawdziwy zamek na Loarą, w którym przez chwilę mieszkał przyszły król Polski.

Z Chambord pojechaliśmy do Bourges, żeby obejrzeć najszerszą we Francji katedrę. Tego dnia postanowiliśmy zrezygnować z jazdy autostradą. Po pierwsze, dlatego, że jest płatna; po drugie, dlatego, że nic z niej nie widać. Tylko pola, wiatraki i las, ewentualnie domy gdzieś w oddali. Jadąc drogami lokalnymi zobaczyliśmy zdecydowanie więcej! Małe okoliczne miasteczka mają swój niepowtarzalny klimat, którego nie miałabym okazji poznać, ponieważ we Francji przemieszczam się autobusami lub pociągami. One raczej nie wybierają tras krajoznawczych 😉

W niedzielę nie mogło zabraknąć tradycyjnego polskiego śniadania wielkanocnego! Rodzice przywieźli z Polski całkiem spore zapasy jedzenie (w moich żyłach płynie sernik!), więc mogliśmy mieć namiastkę tego, jak zazwyczaj wygląda nasze śniadanie. Po śniadaniu wybraliśmy się na mszę Wielkanocną do katedry. Jeżeli chcecie w pełni docenić piękno i dostojność tego miejsca, koniecznie musicie być tam, gdy grają organy. Wtedy nabiera ono jeszcze więcej wyjątkowości!

Następnie odbyliśmy telekonferencję z Polską i wybraliśmy się do mojego drugiego ulubionego miejsca w Orleanie, czyli na środek Loary, gdzie zrobiliśmy sobie mały piknik. Rano martwiliśmy się pogodą, bo nie było zbyt ciepło, jednak później wyszło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. Pierwsze lody w tym sezonie zaliczone!

Poniedziałek był dniem ostatniego spaceru i pożegnań oraz dniem, w którym zdecydowana większość mojego dobytku pojechała do Polski. Nie mogę uwierzyć, ile rzeczy udało mi się uzbierać przez tylko cztery miesiące! Teraz zostałam ze zdecydowanie mniejszą ilością wszystkiego i testuję moje bardziej minimalistyczne życie. Reszta tygodnia upłynęła mi na nauce, napisaniu kolejnych dwóch zaliczeń i zbyt dużym lenistwie 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *