Skończyłam licencjat! Podsumowanie studiów I stopnia

,

Stało się! Po milionie poprawek, nerwów i stresu udało mi się wreszcie obronić prace licencjackie. Dlatego przygotowałam wpis podsumowujący 4 lata studiowania, jego wady, zalety, najlepsze momenty i odpowiedź na pytanie, czy wybrałabym te studia jeszcze raz.

Kiedy szłam na studia, wydawało mi się, że będą trwać bardzo długo i ciągnąć się w nieskończoność. I choć momentami rzeczywiście tak było, nadal dobrze pamiętam moment, w którym wybierałam ten kierunek – studia filologiczno-kulturoznawcze na Uniwersytecie Warszawskim. Dlatego zacznę od odpowiedzi na pytanie:

Czy wybrałabym ten kierunek jeszcze raz?

Nad odpowiedzią nie muszę się długo zastanawiać i brzmi ona: nie. Nie poszłabym drugi raz na ten kierunek, choć często mi się podobał. Po pierwsze, mniej więcej po drugim roku studiów wiedziałam, że chcę wiązać przyszłość z językiem francuskim i dalej go rozwijać. Natomiast myślę, że gdyby nie studiowanie SFK, nie znalazłabym ukierunkowania w moim nauce i nie wiedziałabym, czego chcę się uczyć a czego nie. Wszechstronność tych studiów pokazała mi, że studiowanie filologii angielskiej to zdecydowanie nie jest moja bajka. Tak naprawdę wiedziałam to, zanim poszłam na studia, ale uznałam studiowanie anglistyki, jako cenę możliwości studiowania francuskiego i angielskiego.

Dzisiaj zdecydowałabym się najpewniej na samą filologię romańską – program studiów przez 4 lata uległ zmianie i jest, moim zdaniem, lepszy niż, jak ja zaczynałam studia. Po tym, ile namęczyłam się ze specjalizacją na anglistyce (łącznie z pisaniem licencjatu), wiem, że ten IA UW to nie moja bajka.

Największe rozczarowanie moich studiów

Kiedy czytałam program studiów i różne przedmioty np. kursy, które są do wyboru dla każdego indywidualnie, nie wiedziałam, że oznacza to kursy kulturoznawcze lub literaturoznawcze. Zmylił mnie człon w nazwie kierunku: studia filologiczno-kulturoznawcze. Jak się później okazało, filologiczne, to językoznawcze (nie żeby filologia była nauką o języku i kulturze).

W każdym razie dosyć szybko zorientowałam się, że bycie językoznawczynią to moja dziedzina i coś, co naprawdę mnie interesuje i co mogłabym studiować. Niestety moje studia nie bardzo dały mi te szanse. Także jeśli myślicie nad SFK i językoznawstwem, to odradzam, bo jak się okazuje, nie mają ze sobą wiele wspólnego.

Najlepszy moment studiów

Obrona pracy licencjackiej z romanistyki, która zakończyła moje studia 😀

Poza tym najlepszym momentem moim studiów było, o ironio, studiowanie za granicą, czyli mój Erasmus w Orleanie (odsyłam do zakładki -> Erasmus w Orleanie). Bezdyskusyjnie pobyt we Francji był najlepszą rzeczą, jaką dały mi moje studia i nic tego nie przebije. Mało, że był świetną przygodą, lekcją samodzielności i zachętą do samodzielnych podróży, dodatkowo potwierdził, że studiowanie francuskiego sprawia mi największą radość.

Najgorszy przedmiot

Nie będę oszukiwać – wiele przedmiotów okazało się zdecydowanie mniej ciekawe niż twierdził syllabus. Najczęściej ze względu na prowadzących, którzy zachowywali się, jak by byli na zajęciach za karę albo kompletnie nie potrafili zainteresować przedmiotem i przekazać wiedzy. Jednak chyba moim zwycięzcą w tym wyścigu jest fonetyka, którą miałam na 1 roku. Po pierwsze, uczono nas wymowy brytyjskiej (ja jestem entuzjastką amerykańskiej). Po drugie, prowadzący rzucał bardzo nieśmieszne i często niesmaczne żarty. Generalnie chodzenie na te zajęcia i późniejsze zaliczenie kosztowały mnie wiele nerwów. Najgorsze jednak było to, że spowodowały u mnie blokadę w mówieniu po angielsku i do tej pory nie porozumiewam się z taką swobodą, z jaką porozumiewałam się w liceum. Trochę nie tak to miało być, prawda?

Mój ulubiony przedmiot

Bardzo zainteresował mnie wstęp do językoznawstwa, później gramatyka opisowa, ale wszystkie zajęcia zdeklasował ogun (czyli w sumie zapychacz) – neuronauka. Przez cały semestr dzielnie wstawałam na zajęcia, które odbywały się o 8 rano w soboty i były wykładem o mózgu i o tym, jak działa podczas nauki języków. Był ciekawie prowadzony i naprawdę wciągający, a ja uczyłam się do egzaminu bez najmniejszego problemu. To jedyny przedmiot na studiach, z którego dostałam 5!, co chyba mówi samo za siebie.

Więcej nauki języka czy zajęć z kultury

W moim programie studiów przewidziane były 6 semestrów PNJA – na 1 roku 4 zajęcia, na 2 i 3 po 2 zajęcia; z PNJF mieliśmy najwięcej zajęć przez 6 semestrów 3 różne przedmioty, natomiast z PNJH przez całe studia mieliśmy zajęcia 2 razy w tygodniu. Dużo? Mało?

Ja uważam, że mocno podciągnęłam się z francuskiego, a do tego nauczyłam się hiszpańskiego od zera do poziomu B2. W obydwu tych językach czuję się teraz swobodnie. Jeśli chodzi o angielski, to, ech, nie czuję, żebym się jakoś dużo nauczyła. Natomiast specyfiką filologii angielskiej jest to, że ludzie, którzy na nią idą, zazwyczaj znają angielski bardzo dobrze i nie widać wyraźnej poprawy.

Pozostałe zajęcia to w większość kultura, literatura, historia danego kraju. Moim zdaniem, język i kultu-liteturoznawstwo były zrównoważone przez wszystkie lata studiów.

Podsumowując…

Nie chcę jednoznacznie stwierdzać, że studia filologiczno-kulturoznawcze były niewypałem albo najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Oba stwierdzenia byłyby skrajnościami, każde w inną stronę. I choć teraz wiem, że nie poszłabym na nie drugi raz, jestem wdzięczna za wszystko, czego mnie nauczyły, nie tylko w kwestii wiedzy typowo związanej z kierunkiem, ale też z załatwianiem dokumentów i stwierdzaniem, ale czasami najlepiej olać sprawę i nie wnikać za mocno 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *