Szkolna wymiana zagraniczna – moje wrażenia

,

Kiedy byłam w drugiej klasie liceum, czyli dobre dwa lata temu, miałam okazję wziąć udział w wymianie zagranicznej z Francją. Najpierw ja spędziłam 10 dni we Francji, a dokładniej w Poitiers, a później moja korespondentka spędziła niecałe 10 dni w Polsce, u mnie. Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami z tej przygody.

Wymiana zagraniczna w liceum działa trochę inaczej niż na przykład studiach. Polega ona na tym, że każdy wybiera sobie korespondenta/korespondentkę, z którą najpierw kontaktuje się przez maila albo Facebooka, a później jedna osoba odwiedza drugą i odwrotnie. Ja wybrałam swoją korespondentkę tylko po tym, że napisała w swoim opisie, że lubi jazdę konną. Uznałam, że będziemy mieć wspólny temat do rozmowy i jakoś damy radę.

P1370866.JPG

Język

Ideą tej wymiany było to, że zarówno my, jak i Francuzi mieliśmy ćwiczyć angielski. Problem polegał na tym, że Francuzi i angielski to nie jest najlepsze połączenie. „H” w języku francuskim jest nieme, stąd wielu z nich nie jest w stanie go wymówić w angielskich słowach, co utrudnia zrozumienie (hungry czy angry). Moja Francuzka uparła się, żeby mówić do niej po angielsku, bo ona chciała go ćwiczyć. Niestety często nie rozumiała, co się do niej mówi i zamiast dopytać, opowiadała „oui, oui” albo „it’s okay”. Muszę przyznać, że po jej wyjeździe „oui, oui” stało się naszym rodzinnym żartem.

Jeśli chodzi o mnie, to z rodzicami Francuzki rozmawiałam głównie po francusku (mi zależało na ćwiczeniu tego języka) i się dogadywaliśmy. Rozmawialiśmy też trochę po angielsku, ale było to nie wygodne dla obydwu stron, więc unikaliśmy tego.

P1370837.JPG

Koszt wyjazdu

Jedną z zalet wymiany są jej koszta. Z pewnością wychodzi ona taniej niż samodzielny wyjazd turystyczny. Największym kosztem był autokar – od osoby płaciliśmy ok.900 zł. Płaciliśmy też za bilet i obiad w Paryżu oraz nocleg pod Paryżem, ale nie jestem sobie w stanie przypomnieć, ile to wynosiło. Podczas pobytu w Poitiers płaciliśmy głównie za nasze prywatne zachcianki, ponieważ za zakwaterowanie, wyżywanie i większość atrakcji płaciły nasze francuskie „rodziny”. Kiedy Francuzi przyjechali do Polski, składaliśmy się po ok.400 zł na ich zwiedzanie, przewodnika i bilety wstępu w różne miejsca w Warszawie. Oczywiście zapewnialiśmy im nocleg, wyżywienie i atrakcje w weekend, kiedy szkoła nie organizowała im nic.

Czy wymiana była droga, czy tania każdy musi ocenić według swoich funduszy i własnego uznania.

P1380146.JPG

Dojazd

Pod koniec marca pojechaliśmy autokarem do Francji. Poitiers, które było celem naszej wycieczki, znajduje się na południowym-zachodzie Francji w okolicach Bordeaux. Po drodze spędziliśmy jeden dzień i jedną noc w Paryżu, który szybko zwiedziliśmy. W dniu, w którym mieliśmy dojechać do naszych „rodzin” odwiedziliśmy też Orléans i kilka zamków na Loarą m.in. Montrésor. Muszę przyznać, że Paryż wcale nie jest taki piękny, jak się powszechnie uznaje. Może to kwestia pogoda albo tempa, w którym go zwiedzaliśmy, ale wcale nie rzucił mnie na kolana, zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu Orléans – dużo mniejsze i spokojniejsze miasteczko, ale bardziej urokliwie i z klimatem.

P1380069.JPG

Pobyt we Francji

Podczas pobytu we Francji trafiła nam się wyjątkowo paskudna pogoda – większość dni padało. Na szczęście udało nam się zwiedzić nadmorską miejscowość La Rochelle i oceanarium, a także samo Poitiers. Piękne słońca trafiło nam się podczas wizyty w parku rozrywki Futuroscope, dzięki czemu świetnie się bawiliśmy korzystać z różnych atrakcji. Jeden dzień spędziliśmy też we francuskiej szkole, gdzie uczestniczyliśmy w jednych z zajęć. Lycée Isaac de l’Étoile jest szkołą prywatną, z czego pewnie wynikał fakt, że posiadało świetnie wyposażone pracownie. Jednak francuski plan dnia mocno nie przypadł mi do gustu, ponieważ przerwa na lunch w środku dnia i później zajęcia do 17.00 to straszna strata czasu.

Jeśli chodzi o jedzenie i zakwaterowanie, to największym zaskoczeniem było dla mnie to, że moja Francuzka miała pod domem konia i kozę. Swój pobyt generalnie wspominam bardzo miło i muszę przyznać, że rodziców mojej Francuzki lubiłam bardziej niż ją samą. Godziny jedzenia były dla mnie nie najlepsze, ponieważ różnią się one mocno od pór posiłków w Polsce. Wszystkie potrawy były smaczne, łączne z językami wołowymi w białym sosie. Niestety, gdy odkryłam, co jem, momentalnie straciłam ochotę na jedzenie, a odruch wymiotny, gdy o tym myślę, towarzyszy mi do dziś.

P1380202.JPG

Przyjazd Francuzów do Polski

Francuzi przyjechali do Polski w połowie kwietnia. Podczas swojego pobytu uczestniczyli w różnych wycieczkach np. do Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Polin, a także do Zamku Królewskiego. Jeden dzień spędzili w mojej szkole, gdzie rozegraliśmy mecz siatkarski (Francuzi przegrali). Dodatkowo przez weekend to my organizowaliśmy im zajęcie. Nie do końca wiedziałam, co chcę pokazać mojej Francuzce, ale ponieważ ona zabrała mnie na kręgle, to ja zdecydowałam się w sobotę na wspólny wyjazd do stajni, lepienie pierogów u mojej babci, a na koniec pojechałyśmy na ognisko, gdzie spotykała się cała grupa. W niedzielę natomiast odwiedziłyśmy Powsin, Pałac w Wilanowie oraz warszawski Fotoplastikon. Czy jej się naprawdę podobało, to ciężko stwierdzić, bo wszystko było okay 😉

Niemiła niespodzianka

Muszę przyznać, że pod koniec pobytu mojej korespondentki u mnie miałam już trochę dość. Jestem osobą, która raczej stroni od ciągłego towarzystwa innych, dlatego mając ponad 7 dni pod opieką osobę, którą musiałam zabawiać, zaczęłam się męczyć. W przedostatni dzień pobytu Francuzów, większość z nas z radością poszła na lekcje 😉 Niestety tego samego dnia przed przypadek okazało się, że moja Francuzka ma na ręku moją bransoletkę, której na pewno jej nie dałam ani nie pożyczyłam. Kiedy ona zauważyła, że to widziałam, szybko ją zdjęła i schowała pewnie do plecaka. Bardzo mnie to zniesmaczyło i gdyby nie to, że rodzice zrobili zdjęcia moich wieszaczków z biżuterią pod naszą nieobecność, pomyślałabym, że zwariowałam. Po naszym powrocie do domu bransoletka bardzo szybko cudownie wróciła na miejsce.

Jeśli myślicie, że to koniec nieprzyjemnych atrakcji – to grubo się mylicie. Kiedy we wtorkowy wieczór odwieźliśmy Francuzkę do autokaru, pożegnaliśmy i wróciliśmy do domu, postanowiłam przygotować sobie ubranie na następny dzień. Niestety nie znalazłam w szafie mojej ukochanej chabrowej spódnicy, która, jak niewiele moich ubrań w tamtym czasie, miała swoje konkretne miejsce i nie mogła po prostu wyparować. Kiedy ja pojechałam do szkoły następnego dnia myśląc, że mam paranoję, moja mama postanowiła dokładnie przeszukać moją szafę. Niestety mało, że nie znalazła mojej spódnicy, to okazało się, że brakuje mi jeszcze dwóch sukienek. Szczęściem w nieszczęściu było to, że Francuzi spędzali w drodze powrotnej jeden dzień w Pradze. Moja nauczycielka szybko nawiązała kontakt z nauczycielami z Francji, a moja mama przesłała zdjęcia ubrań, których mi brakowało.

Tego samego popołudnia moje dwie sukienki i spódnica zostały znalezione w walizce mojej korespondentki. Miesiąc później dostałam je w paczce z listem, w którym skrócie zostałam porównana do hipokrytki, bo przecież oglądałyśmy z Francuzką moje ubrania (wait, what?!) i powiedziałam jej, żeby te sobie wzięła (what?! What?! WHAT?!). Tak się zakończyła moja przygoda z wymianą zagraniczną.

P1370840

To już wszystko w dzisiejszym wpisie o moich doświadczeniach z wymianą. Mam nadzieję, że pomogą Wam one podjąć decyzję odnośnie udziału w czymś takim. Moim zdaniem, wymiany wcale nie są złe i mogą być świetną przygodą. Jednak niech mój przypadek będzie dla Was przestrogą, że mimo wszystko wpuszczacie do domu obcą osobę i może nie warto jej zostawiać samej sobie?

Myślę, że nie wyczerpałam jeszcze tematu do końca, więc jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie śmiało w komentarzach! Być może są kwestie, których nie poruszyłam, a które Was nurtują?

A jeśli sami macie jakieś doświadczenia z wymianami – koniecznie dajcie znać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *