Wpisy związane z prowadzeniem bullet journala cieszą się na bloga największą popularnością. Dlatego zdecydowałam się publikować więcej postów o tej tematyce, więc dziś mam dla Was rozkładówkę na luty.
Z miesiąca na miesiąc ograniczam ilość różnego rodzaju rozkładówek w moim bujo. Taki sposób planowania daje mi możliwość decydowania na bieżąco, co mi się sprawdza, a co stało się bezużyteczne. Czasami do tych rzeczy wracam, a czasami rozstajemy się na dłuższy czas.
W tym miesiącu postanowiłam zrezygnować z habit trackera. Mimo że bardzo go lubiłam i nieźle mi się sprawdzałam, w ostatnich miesiącach po prostu zapominałam go uzupełniać. Przez pierwszy tydzień miesiąca dzielnie kolorowałam wszystkie kratki każdego, a później się nie składało. Uzupełnianie habit trackera ma sens, jeśli robimy to codziennie, bo kilku dniach często nie jesteśmy sobie w stanie przypomnieć, kiedy wykonaliśmy daną rzecz. Dlatego zdecydowałam, że dalej będę pracować nad swoimi nawykami, ale bez kolorowych kratek, zobaczymy, jak szybko zatęsknię 😉
-> Habit tracker - magia kolorowanych kratek
A teraz przejdźmy do tego, co mi w bullet journalu zostało. Na początku każdego miesiąca mam bardzo prostą stronę tytułową. Na małej kartce brush penem Tombow Dual nr 772 napisałam nazwę miesiąca i przykleiłam ją różową taśmą papierową. Prosto, łatwo, przyjemnie, a przecież o to w tym chodzi!
Kolejne dwie strony to widok całego miesiąca. Taśmą, która jest moim motywem przewodnim, zaznaczyłam weekendy, dzięki temu będzie mi łatwiej zaplanować miesiąc. Pionowe kolumny, to odpowiednio cztery aspekty mojego życia, w których coś planuję: prywatne, Facebook (treść i częstotliwość postów), blog (data publikacji i tytuł wpisu) oraz YouTube (data publikacji oraz tytuł/tematyka filmu). Następnie w dniówkach i tygodniówkach rozpisuję etapy przygotowania wpisów, filmów, postów na FB.
Kolejna strona mojego lutowego bujo to miejsce na zapisywanie wydatków, żeby zbytnio z nimi nie przesadzić 😉 i tracker czynności, które wykonuję raz w tygodniu albo raz w miesiącu. O jego wypełnianiu nie zapominam i dzięki temu mam pod kontrolą pielęgnacyjne nawyki.
Ostatnia strona, którą przygotowuję w bullet journalu z wyprzedzeniem, to pierwsza tygodniówka w danym miesiącu. Moje tygodniówki wyglądają bardzo podobnie i zawierają: tracker wypitych napojów (w czasie wolnego piję zdecydowanie za mało wody, znowu), tytuły wpisów i filmów na dany tydzień, a następnie każdego dnia dodaję listę zadań.
W tym miesiącu postanowiłam też wypróbować planowanie z rozkładem godzin. Do tego wykorzystam planner, który dostałam pod zeszłorocznego SeeBloggers. Bardzo jestem ciekawa, czy łączenie bujo z plannerem zda u mnie egzamin i czy w ogóle planowanie godzinowe mi się sprawdzi. Jednak czuję potrzebę pokombinowania z moim sposobem planowania, a dwa tygodnie wolnego, to idealny moment, prawda?
Dodaj komentarz