W październiku zeszłego roku wraz z początkiem studiów zaczęłam swoją przygodę z bullet journalem. Na początku bywało różnie – raz lepiej, raz gorzej, ale metodą prób i błędów wypracowałam swój sprawdzony system planowania i nie wyobrażam sobie innej metody planowania niż bujo. Dzisiaj opowiem Wam o początkach i błędach, które wtedy popełniłam.
Początki i rozwój
O tym, dlaczego zdecydowałam się na bullet journal, pisałam w pierwszym wpisie o tej tematyce (-> Recenzja kalendarza z kolorowankami + kalendarz po mojemu). W skrócie chodziło o to, że gotowe kalendarze nie spełniały moich wymagań. Miejsca albo było za dużo, albo za mało, rozkładówka nie pasowała do moich potrzeb, zamieszczono zbyt mało informacji np. brakowało kalendarza na cały miesiąc na jednej stronie. BuJo odkryłam przez przypadek i nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jak dowiedziałam się, że robienie kalendarza po swojemu ma zastrzeżoną nazwę.
Później dołączyłam do facebookowej grupy Bullet Journal Polska i przepadłam. Ilość pomysłów, inspiracji i sposobów na prowadzenie plannera mocno zakręciła mi w głowie. Z tego też wyniknęło kilka błędów, o których opowiem Wam w kolejnej części wpisu. Dopiero po około 3-4 miesiącach udało mi się opracować system, który zaczął mi się sprawdzać. Jednak najlepsze w bullet journalu jest to, że tak naprawdę z dnia na dzień mogę go zmieniać. W zależności od ilości i rodzaju zajęć, pogody i każdego innego mojego widzi misia. Dlatego stawiam na ten system planowania!
5 błędów, które popełniłam na początku prowadzenie bujo
- planowanie zbyt daleko na przód – trochę czasu mi zajęło, zanim na dobre zapamiętałam, że bullet journal jest po to, żeby planować na bieżąco. Na początku, z dwutygodniowym wyprzedzeniem, zaplanowałam sobie cały październik, bo nie mogłam się doczekać, żeby coś notować w zeszycie. Skończyło się na tym, że cały miesiąc męczyłam w układzie, który był niefunkcjonalny i marnował miejsce. Przecież to całkiem sprytne zaplanować coś na studia, kiedy nigdy się na nich nie było 😉 Strzeżcie się tego!
- używanie zbyt dużej ilości kolorów – to jest oczywiście bardzo indywidualna kwestia, bo wszystko zależy od gustu. Jedni bardzo dużo rysują, kolorują, naklejają naklejki, zakreślają i inne cuda na kiju. Z drugiej strony sam twórca bujo, Ryder Caroll zachęca do używania, jak najmniejszej ilości akcesoriów – w gruncie rzeczy wystarczy sam zeszyt i jeden długopis. Ja na początku kombinowałam z cienkopisami, później z naklejkami. Teraz używam czarnego długopisu (niebieski mi się kompletnie nie podoba), pastelowych zakreślaczy, brush penów do niektórych tytułów stron i taśm washi, do odznaczenia stron na początku miesiąca. Wygląda to zdecydowanie spokojniej niż rok temu.
- wklejanie naklejek 3D – któregoś razu kupiłam w Biedronce wypukłe naklejki z sówkami i liskami, o ile dobrze pamiętam. Z okazji sesji cały czerwiec obkleiłam sówkami i do końca zeszytu cierpiałam, bo bardzo ciężko pisało się po krzywych stronach. Teraz, kiedy piszę co drugą stronę, nie sprawiłoby to problemu, ale jeśli piszecie na każdej, to generalnie nie polecam.
- umieszczanie zbyt wielu niepotrzebnych kolekcji – czyli stron, na których zapisujecie np. miejsca do zwiedzenia, rzeczy do kupienia, przeczytane książki itp. itd. Ja też chciałam mieć te wszystkie listy. I wiecie co? Wiele z nich zostało pustych, bo wypełnianie szybko mi się odwidziało.
- poświęcanie zbyt dużej ilości czasu na robienie bujo – jeśli masz dużo wolnego czasu albo traktujesz rysowanie rozkładówek w bullet journalu jako relaks, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rysować i pisać, ile wlezie. Natomiast dekorowanie list to-do, zamiast odhaczania nieprzyjemnych dla nas zadań i odwlekanie ich w nieskończoność, to zdecydowanie błędny kierunek (-> Piękny Bullet Journal to nie wszystko). W ten sposób narzędzie, które ma pomagać w lepszej organizacji czasu, powoduje, że jeszcze bardziej go tracicie.
Bardzo się cieszę, że kiedyś przypadkowo trafiłam na ideę bullet journala. Jest to bardzo przydatne narzędzie, bez którego nie wyobrażam sobie działać. Dzięki lekcjom, które wyciągnęłam przez miniony rok, zdecydowanie łatwiej mi się z niego korzysta i naprawdę spełnia swoją rolę. Pomaga w planowaniu a nie tylko ładnie wygląda na instagramowych zdjęciach.
Jeśli chcecie założyć swój bullet journal, to odsyłam Was do wpisu, w którym opisałam, jak zacząć prowadzić własny kalendarz. Jednak najważniejsze jest, żeby po prostu zacząć. Metoda prób i błędów to zdecydowanie najlepsza metoda! Żadne zdjęcie na IG czy Pintereście nie pokaże Wam w 100% tego, co potrzebujecie 😉
Dodaj komentarz