Jak planuję jedzenie na uczelnię? – co na uczelnię? #1

, , ,

Bardzo dawno pisałam Wam o tym, że chcę rozpocząć nową serię na blogu. W mojej liście 26 rzeczy na I półrocze 2018 roku widniała ona jako tajny projekt. Zebranie materiałów chwilę mi zajęło, ale bardzo się cieszę, że mogę opublikować pierwszy wpis z serii Co na uczelnię?. Dzisiaj mam dla Was wskazówki, według których planuję moje posiłki na wynos.

O tym, że jedzenie stanowi bardzo ważną część mojego życia bliscy i znajomi wiedzą doskonale. Zawsze jestem głodna i kiedy wszyscy piszą but first coffee, ja jestem w drużynie but first food! Najpierw moja Mama, a potem ja sama starałam się dbać o to, żeby jedzenie, które zabieram ze sobą do szkoły i potem na uczelnię było sensowne. Sensowne tzn. różnorodne i wartościowe. Moje pudełeczka często budziły zainteresowanie i pytania „Co tam Ola masz?„. Więc Ola postanowiła pokazać światu, co ma w pudełkach. Tak właśnie powstał pomysł na tę serię. Nie będzie tu obiadów, deserów, śniadań. Będzie to, co możecie spakować do torby lub plecaka i co pomoże Wam przetrwać cały dzień na uczelni.

Pierwsze dwa wpisy, które dla Was przygotowałam, są bardzo ogólne i nie znajdziecie w nich przykładów konkretnych dań. Dzisiaj piszę dla Was o planowaniu posiłków, a za tydzień będzie o kilku produktach, które doskonale sprawdzą się, podstawy naszych pudełeczek. Nowy wpis i film będą pojawiać się na blogu i na kanale w każdy piątek o 11.00. Dzięki temu będziecie mogli bez problemu zrobić zakupy i przygotować potrawy na następny tydzień.

Po sprawach organizacyjnych możemy przejść do sedna sprawy. Planując jedzenie biorę pod uwagę:

  • ilość zajęć – najważniejsze kryterium. Kiedyś mój organizm nauczył się jeść co przerwę i ani prośbą, ani groźbą nie chciał zmniejszyć częstotliwości jedzenia. Pozostało mi tylko grzecznie się podporządkować. Jeśli mam danego dnia 4 zajęcia, to zabieram ze sobą jedzenie na 3 przerwy. Zazwyczaj jest to jedno danie „główne” i dwie mniejsze przekąski lub owoce. Kiedy zajęć mam więcej, zwiększam ilość przekąsek dodając np. batony zbożowe.

  • zawartość lodówki i szafek z jedzeniem – nie znoszę marnowania, a marnowania jedzenia to już w ogóle! Dlatego zanim zaplanuję jedzenie sprawdzam, czy np. jakiemuś jogurtowi nie kończy się data ważności albo czy nie ma czegoś do wykończenia. Biorę też pod uwagę to, co jest w zamrażalniku. Wiosna coraz bliżej, więc czas wykańczać mrożone owoce. Zawartość lodówki jest też ważna z podstawowego problemu – jeśli czegoś nie ma i chcemy to użyć, to warto to kupić 😉

  • obiad dnia poprzedniego – obiady na zimno to kopalnia pudełeczek! Przekonacie się o tym w następnym wpisie. Wiele potraw jest dobre także zimno, choć u mnie w jednym z instytutów jest możliwość odgrzania w mikrofali. Pełen luksus! Dlatego zawsze uzgadniam z Mamą, co chcę wziąć na uczelnię i jeśli potrawa nadaje się, jako lunch, zazwyczaj Mama przygotowuje większą porcję.

  • sezon – nie jestem fanką chemicznych truskawek i plastikowych ogórków, choć do bycie bio-eko freakiem jeszcze mi daleko. Jednak planując jedzenie staram się mniej więcej brać pod uwagę to, co teraz rośnie. Dzięki temu jedzenie jest też tańsze, a to istotna kwestia dla naszych portfeli. Kiedy w styczniu mam ochotę na truskawki stawiam raczej na dżem, sok lub mrożonki, a nie te świeże z marketu. Takich atrakcji w moim jadłospisie nie znajdziecie 😉

 

Powyższe cztery czynniki są dla mnie kluczowe, jeśli chodzi o planowanie jedzenia i do według dobieram zawartość moich pudełeczek. Zaczęłam od tego tematu, żeby było Wam łatwiej planować i dobierać Wasze posiłki. Smacznego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *