Z podsumowaniem 2017 roku czekałam do ostatniej chwili, bo przecież nawet 1 sekunda może wiele zmienić w naszym życiu. Jednak długo zastanawiałam się nad tym, co zawrzeć w moim podsumowaniu i w tym roku zrezygnowałam z podziału na jeździeckie i nie-jeździeckie. Nie kierowałam się żadnymi pytaniami, ale po prostu przebiegłam myślami miesiąc po miesiąc.
To, co złe
Stwierdziłam, że oprócz lukru i tęczowej posypki warto wyciągnąć też wnioski z tego, co nie do końca było po mojej myśli. Jednak, szczerze pisząc, ciężko było mi znaleźć złe momenty tego roku. Częściowo wynika to z tego, że ja nie biorę sobie zbytnio takich rzeczy do serca i wiem, że prędzej czy później wyjdą mi na dobre albo już wyszły.
Trudny był dla mnie przełom stycznia i lutego, bo przyszedł pierwszy koniec semestru w mojej studenckiej karierze. Oczywiście, jak typowy student zostawiłam sobie wszystko na ostatnią chwilę i momentami było ciężko. Najgorzej wspominam zaliczenie z fonetyki praktycznej i ogromny stres, jaki mu towarzyszył. Ale jaka była ulga, kiedy wpadło 3 do USOSa 😉
Drugim trudnym momentem były Kaszmirowe choroby w sierpniu. Więcej pisałam o tym w #37 Kaszmirowym Końsweeku. Najgorsze już mamy za sobą, Kaszmirowy od dawna wariuje i niewiele wyciągnął wniosków z robienia fikołków przez ogrodzenie z rur 😉 Jedna rzecz jeszcze ciągle jest przed nami, ale to nic pilnego, więc ciągle zastanawiam się nad rozwojem spraw.
Jeśli miałabym nad czymś jeszcze ponarzekać, to nad sobą i pewnie domyślacie się, co zaraz napiszę. Tak, chodzi mi o to, że moje ogarnięcie pozostawiało trochę do życzenia. Pod koniec roku też nieco poluzowałam sobie z moimi czterema słowami na 2017 rok. Chyba jednak cztery słowa to było za dużo i wszystko się nieco rozjechało. Ale! Jednym z moich celów na nowy rok, jest nie mówienie już więcej o moim nieogarnięciu. Chcę to zwalczać, zamiast rozpowiadać i bez sensu marudzić.
I to chyba tyle złego, co było w 2017 roku. Czas przejść do tego, co dobre!
To, co dobre
Tę część podsumowania postanowiłam przedstawić Wam w punktach, bo inaczej zapanowałby tutaj całkowity misz-masz i nawet ja nie wiedziałabym co, gdzie i jak. Dlatego w punktach wymienię Wam pozytywne aspekty ostatnich 365 dni.
- Cavaliada – wahałam się, czy wziąć udział w tym wolontariacie. Ostatecznie go odchorowałam i długo wygrzebywałam się z zaległości, ale dla świetnych ludzi, których tam poznałam i wspaniałych wspomnień zdecydowanie było warto.
- CSIO 5* Sopot po raz drugi był cudowną przygodą. Cavaliada przegrywa z nim już w przed-biegach, bo nic nie jest w stanie dorównać atmosferze CSIO. Świetni ludzie, brzuch bolący od śmiechu i niezapomniane chwile – a byłam tam tylko 2 dni!
- koniec I roku przebiegł dla mnie pomyślnie. Wszystko zaliczyłam w pierwszym terminie, pierwsze koty za płoty, wyniki bardzo mnie usatysfakcjonowały, choć ostatecznie stypendium z tego nie było.
- SeeBloggers był trzecim ostatnim wolontariatem w 2017 roku. Pojechałam na niego nie znając nikogo, a wróciłam z wieloma znajomościami, tym razem nie w świecie jeździeckim. Mimo, że był to całkowicie inny wolontariat niż te, które znałam do tej, to wiele mu zawdzięczam. Atmosfera blogerskości spowodowała, że znalazłam swój pomysł na Clanestinę i na razie dzielnie go realizuję. Coraz bardziej mi się to podoba!
- zrobiłam swoją pierwszą stronę, czyli tę, którą właśnie odwiedzacie. Ostatecznie nie było to takie trudne, a Ewelina Muc w swoim kursie rozwiała wiele moich wątpliwości i poszło mi całkiem gładko. Jestem bardzo dumna z tego, jak blog teraz wygląd i żałuję, że te zmiany nie pojawiły się wcześniej.
- wakacje, podczas których zobaczyłam trochę inne oblicze Europy. Sarajewo, Albania, Belgrad, jedno popołudnie w Grecji (nie było białych domków! – to chyba największe rozczarowanie tego roku). Wiele wtedy zobaczyłam, odpoczęłam i było to zdecydowanie warte każdej godziny dojazdu.
- rozruszałam mój kanał na YouTube i polubiłam nagrywanie filmów. To kolejna rzecz, w której mogę się spełniać artystycznie. Coraz więcej rozwijam się w tej dziedzinie i w 2018 roku jednego filmu tygodniowo na pewno nie zabraknie!
- wycieczki rowerowe – w tym roku przejechałam z Mamą setki kilometrów na rowerach i był to świetny czas. Mam nadzieję, że w 2018 roku uda nam się jeździć jeszcze więcej i poznawać kolejne ścieżki rowerowe w okolicy.
- II rok studiów – choć nie minęła jeszcze połowa, czuję, że był to bardzo dobry czas. Coraz bardziej lubię to, co studiuję i cieszę się, że uczę się tego, czego się uczę. Mimo, że wiele osób robi nam pod górkę, to jednak ten kierunek sprawia mi dużą frajdę.
- zaczęłam naukę kolejnego języka – tym razem wybrałam portugalski i bardzo go polubiłam. Jego wymowa jest totalnie od czapy, ale samą przyjemność z nauki mam dużą, a zajęcia są bardzo ciekawe. Polubiłam ten kraj jeszcze bardziej!
- polubiłam stretching, który poznałam, dzięki zajęciom wf w tym semestrze. Bardzo przypadł mi gustu i myślę, że zacznę się rozciągać także na własną rękę w domu i z YouTubem.
Czuję, że 2017 rok w żadnym wypadku nie był rokiem przełomowym. Był bardzo dobry i kończąc go czuję się mądrzejsza. Wiem, że wyciągnęłam dużo wniosków z 2016 roku, który zdecydowanie należał do zmian. Mam przeczucie, że 2018 będzie moim rokiem – przecież szczęśliwy orzech znaleziony w uszkach nie może się mylić! Nie do końca wiem, jak Wam opisać to, co czuję. Wiem, że to, co robię idzie w dobrym, wyznaczonym przeze mnie kierunku i chcę się w tym realizować coraz bardziej!
Na koniec podrzucam Wam najchętniej czytane wpisy, choć statystyki pokazują chyba tylko to po przejściu na clanestina.pl
5. ex equo
Habit tracker, czyli magia kolorowanych kratek i 5 błędów, które popełniłam na początku prowadzenia bujo.
3.
15 rzeczy, które chcę zrobić do końca 2017 roku – bardzo mnie zaskoczyło, że tak chętnie czytaliście ten wpis, który jest stosunkowo świeży na blogu.
2.
Pierwszy rok studiów – co mnie zaskoczyło?
1.
Bullet Journal dla studentów to tegoroczny zwycięzca!
Dodaj komentarz