NOUVELLES D’ORLÉANS *16*

Przełom kwietnia i maja był jednym z trzech ostatnich pełnych tygodni, które spędzam w Orleanie. Korzystam z tego maksymalnie i odwiedzam po kolei miejsca, które zapisałam na mojej liście do zobaczenia. Okazuje się, że jest ich całkiem sporo!

Glicynie i dach hotelu

W moim ulubionym ogrodzie na dachu kina zakwitły glicynie/wisterie i tworzą teraz przepiękny fioletowy dach nad ławkami. Niestety wkrótce po tym, jak zakwitły pogoda zrobiła się bardzo kapryśna. Udało mi się zrobić pod nimi zdjęcia podczas pobytu rodziców w Orleanie, a potem jednego dnia poczytać książkę bez marznięcia i moknięcia. Mój zachwyt tym miejscem jest nieustający i bardzo żałuję, że lato sobie poszło z Orleanu.

Przez przypadek znalazłam też informacje o dniach otwartych w jednym ze starych orleańskich hoteli, a że z tarasu na dachu widać panoramę miasta i katedrę, to nie mogłam przegapić takiej okazji i spod kwiatów wyruszyłam odkrywać widoki.

Parc Louis Pasteur

Jednym z miejsc, które odkryłam w tym tygodniu był kolejny park. Bardzo lubię w Orleanie i innych francuskich miastach małe parki i ogrody poukrywane w różnych zakamarkach. W ostatni weekend miałam okazję uczestniczyć w spacerze szlakami orleańskich ogrodów organizowanych przez ESN. Z sześciu ogrodów, które odwiedziliśmy, nie byłam wcześniej tylko w jednym. Jak widzicie moja ogrodowa intuicja działa całkiem nieźle. Bardzo często trafiam do nich przez przypadek i zachwycam się pięknymi kwiatami. W tym parku odkryłam kolejny piękny widok na orleańską katedrę, ale o niej więcej w przyszłym tygodniu.

Gofry bąbelkowe

Kolejnym punktem na mojej przedwyjazdowej liście były gofry bąbelkowe. Zdecydowania przerosły moje oczekiwania, jeśli chodzi o wielkość i smak. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to byłyby to lody o smaku matcha.  7 Zielona herbata, jako lód to zdecydowanie nie moje połączenie smaków – ani  gorzkie, ani słodkie. Za to cała reszta była przepyszna i mogłabym częściej jadać takie lunche 😉

Pozostałe wycieczki

1 maja wybrałyśmy się na piknik nad Loarą połączony z długim spacerem. W Orleanie Święto Pracy obchodzi się bardzo poważnie – nawet komunikacja miejska nie kursuje w tym dniu. Dlatego jedynym sposobem na dojście z akademika nad Loarę był dwugodzinny spacer. Wycieczka była bardzo udana i Francja bardzo wytrenowała moje nogi w dużej ilości chodzenia; po takiej ilości kroków nie mam nawet pół zakwasa 😉

W piątek wybrałam się na spacer nad Loiret, dopływ Loary, który ma swoje źródło niedaleko uniwersytetu. Dlatego też, tę część Orleanu nazywa się Orléans-La Source. Prawie dwa miesiące zajęło mi dotarcie do informacji, że w pobliżu znajduje się źródło czegokolwiek. Myślałam, że to nazwa przypadkowa. Moim celem nad Loiret były młyny, ale okazało się, że w mojej okolicy nad rzeką są tylko domu mieszkalne/letniskowe. Żeby dotrzeć do młynów muszę się wybrać zdecydowanie dalej. Tę wycieczkę planuję na nadchodzący tydzień i mam nadzieję, że pogoda mi na to pozwoli.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *