3 tygodnie mojego pobytu i nauki w Orleanie minęły, a to oznacza, że minęła już ¼ semestru. Nie będę ukrywać, jestem bardzo niepocieszona z takiego obrotu sprawy i halo! niech mi ktoś wreszcie przestanie kraść czas, bo ja się tak nie bawię! A co wydarzyło się w minionym tygodniu? Zapraszam do wpisu!
W minioną sobotę wybrałam się wreszcie na kawę! Muszę Wam przyznać, że bardzo tęsknię za możliwością pójścia do kuchni i zrobienia sobie po prostu kubka z kawą. Dlatego moim małym rytuałem staną się brunche w kawiarniach co drugi weekend. Na pierwszy ogień poszedł French Coffee Shop, w którym zamówiłam cronuta, czyli donuta z ciasta na croissanty i Cookie Coffee. Wszystko było przepyszne, ale zdecydowanie za słodkie dla mnie! Odzwyczaiłam się od takich ilości cukru i już po pierwszy gryzie ciastka miałam dość. A jak poprawiłam kawą, którą widzicie na poniższym zdjęciu, to tylko spacer mógł mnie uratować.
Z postanowieniem, że od tej pory zamawiam tylko klasyczne kawy, wyruszyłam na wycieczkę po deszczowym Orleanie. Takie spacery bez celu i skręcanie w przypadkowe uliczki to świetna sprawa! Bez pośpiechu mogę odkrywać nowe zakamarki miasta i coraz lepiej zapamiętywać jego topografię. W przyszłym tygodniu chciałabym pozwiedzać trochę drugą połowę, bo obecnie moje wycieczki ograniczają się tylko do jednej części od głównej ulicy. Czas to zmienić!
Odkrycie ostatniego tygodnia – frytki z mikrofali! Muszę Wam przyznać, że byłam bardzo niepocieszona brakiem piekarnika w akademikowej kuchni – odbiera to bardzo wiele możliwości. Jednak w zeszłym tygodniu zachęcona jednym z filmików na youtube, postanowiłam przetestować możliwości mojej mikrofali. Tak zrobiłam pierwsze frytki z ziemniaków na później z batatów – wyszły przepyszne i na pewno zdrowsze niż te mrożone! Z sosem mojego autorstwa (jogurt naturalny + musztarda francuska + majonez + czosnek + zioła prowansalskie) niebo w gębie. A że bataty we Francji kosztują tyle samo za kilogram, co zwykłe ziemniaki (na niekorzyść zwykłych ziemniaków), to na pewno frytki z batatów zostaną stałym elementem w moim menu.
Podczas mojego deszczowego spaceru znalazłam też małą samotną budkę na środku ulicy, z której każdy może wziąć książkę albo odłożyć ją dla innych. Udało mi się wyhaczyć piękne stare perełki, choć tak naprawdę wzięłam je przede wszystkim do zdjęć. Widziałam też podobną budkę koło uniwersytetu, więc z pewnością udam się tam na łowy. Takie książki mają w sobie coś wyjątkowego – uwielbiam przeglądać strony ze starego papieru o zupełnie innej fakturze, czytać czyjeś notatki, zapisane myśli, pokreślone cytaty. I nic to nie kosztuje! Przed wyjazdem wszystkie książki pewnie oddam, bo zdecydowanie za dużo ważą niestety.
Mój pokój
Tak, jak wspominałam tydzień temu – w dzisiejszym wpisie chciałabym Wam pokazać, gdzie mieszkam. Od samego początku planowania mojego wyjazdu wiedziałam, że chcę mieszkać w akademiku. Ze względu na wysokie koszty wynajęcia mieszkania w ogóle nie brałam pod uwagę innej opcji niż mieszkanie w akademiku. Mój pokój jest na tyle mały, że bardzo ciężko w nim ćwiczyć, ale wystarczający, żeby sobie żyć z dnia na dzień.
W moim przypadku miesięcznie wynajem pokoju z łazienką o łącznej powierzchni 9m² kosztuje 255€. Na szczęście pod koniec mojego wyjazdu dostanę jeszcze zwrot z dotacji/dofinansowania/zasiłku w wysokości 85€, co czyni tę cenę jeszcze przyjemniejszą. Dodatkowo mam dostęp do kuchni z 4 palnikami i mikrofalą (bez żadnych naczyń, garnków, czajnika itp.) i do pralni, ale pralka kosztuje 3€, a suszarka 1€ i jednorazowy koszt pościeli (a raczej poduszki z podszewką, koca i 2 prześcieradeł) to 25€. Szczerze mówiąc, gdybym wiedziała, że „pościel” jest płatna, to na pewno bym jej nie brała. Kupiłabym najtańszą kołdrę w markecie i wyrzuciła/oddała wyjeżdżając, ale człowiek mądry po szkodzie 😉
W takim otoczeniu minął mi kolejny tydzień pobytu w Orleanie! Następny szykuje się równie ciekawy, bo w planach Wersal i kolejna kawiarnia – tym razem wypełniona książkami po brzegi!
Tradycyjnie podrzucam Wam też ostatni vlog:
Dodaj komentarz