czyli co nowego u Siwego!
Witam wszystkich bardzo gorąco! Z okazji faktu, że dzisiaj czytacie już dziesiąty Końsweek, Ola pozwoliła mi wreszcie coś do Was nastukać. Przecież beze mnie niczego by nie było, więc czas najwyższy oddać głos temu fajniejszemu, czyli mnie – Kaszmirowi. Zapraszam do lektury, opowiem Wam o tym, co mnie ostatnio spotkało.
Zacznę od tego, że zostałem dzisiaj brutalnie obudzony! Że też koń nie może mieć nawet odrobiny spokoju i prywatności! Spałem sobie spokojnie na wiosennym słoneczku i śniły mi się cudownie zielone łąki. A tu przyszły we dwie, czyli Ola i jej siostra. Podchodzą bez ostrzeżenia, aparat w konia kierują. Musiałem się zerwać na równe nogi i ratować sytuację. Tyle było mojego odpoczynku. Próbowały mnie przekupić i pocieszyć marchewkami, ale się nie dałem, bo przecież straciłem ciszę, spokój i musiałem iść do pracy.
Myślałem, że pańcia się czegoś nauczyła i wyciągnęła wnioski po tym, jak sprytnie zagrałem dwa tygodnie temu. Leżałem sobie na słoneczku w mięciutkim, mokrym błotku, a tu słyszę nadjeżdżający samochód. Nie zwracam uwagi, bo przecież moja pani w środę rano powinna w szkole siedzieć, a nie Siwemu zadek zawracać. Po chwili słyszę, że ktoś rozmawia przez telefon, podchodzi do ogrodzenia i woła: „Kaaaaaaaaaaszmir!”. Ignoruję – może zrezygnuje i wróci do domu. Po chwili znowu woła, więc podniosłem głowę, zmierzyłem wzrokiem i położyłem się dalej – koniec wizytacji na dziś. Mówię Wam, jakie te kobiety są uparte! Woła dalej, więc postanowiłem, że ubrudzę się w mokrym błotku, to siodła nie założy. Tak też zrobiłem i od razu zbladł jej uśmieszek. Co prawda potem mnie wykąpała (ostatecznie obydwoje byliśmy mokrzy) i ganiała na hali, dodatkowo każąc skakać. Jednak zwycięstwo było po mojej stronie, bo Ola nie wsiadła.
W ogóle muszę Wam przyznać, że ta moja pani ma chyba ostatnio za dużo wolnego. Przyjeżdża do mnie i każe pracować. Ostatnio nawet wymyśliła skoki. Ustawiła szereg gimnastyczny na dworze i musiałem podnosić nogi, pracować grzbietem i szukać tych mięśni, które zniknęły wiele miesięcy temu. Ciężka sprawa, ale starałem się, bo mieliśmy publikę. Musiałem pokazać, że duży też może. Dodatkowo do jazd włączamy jakieś figury, rozluźnienia i inne bzdety. Masakra. Myślałem, że skoro ostatnio tyle rozmawia o jakiejś maturze i szkole, to się zajmie nauką. Nic z tego! Odwiedza mnie, nawet jak pada deszcz. Ciężkie życie.
Na koniec powiem Wam, że chyba ucieknę z domu tzn. ze stajni. Ola powiedziała, że byle do maja i wreszcie zaczniemy porządną pracę. Nie wiem, jak ona, ale ja ciągle tutaj ciężko haruję. Obawiam się, że niedługo zacznie sypiać w moim boksie i poganiać w środku nocy, żebym grzbiet rozluźniał.
Dlatego opowiedziałem Wam dzisiaj moją smutną historię (oprócz słoneczka. Słoneczko jest super!), żebyście mieli szansę działać. Pogadajcie z tą Olą czy coś, ja też chce mieć jakieś życie prywatne, czas dla kumpli. Praca to nie wszystko!
Jeśli spodobało Ci się, to co piszemy z Olą zapraszamy na Instagram oraz na Fanpage Clanestiny. Twoja aktywność będzie dla nas znakiem, że to, co stukamy podoba się nie tylko nam.
Dodaj komentarz