4 lekcje minimalizmu, które dał mi Erasmus

, ,

Do tej pory do erasmusowej tematyki podchodziłam od strony praktycznej pokazując Wam, jak krok po kroku aplikować, a następnie wyjechać na wymianę studencką. Tym razem chcę podzielić się z Wami moimi refleksjami o wpływie Erasmusa na ilość posiadanych przeze mnie rzeczy.

Pod koniec liceum zaczęłam stopniowo odkrywać blogi i kanały o minimalizmie. Wraz z każdą nową obejrzaną rzeczą zaczęłam się zastanawiać nad ilością przedmiotów, która mnie otacza. Do tamtej pory zawsze byłam w drużynie Nigdy za wiele. Szafa pełna ubrań, parapet pełen figurek, szuflady pełne notesów i kubki wypełnione wszelakimi pisadłami.

Powoli zaczynałam zauważać, że mam tego za dużo i miło by było mieć wokół siebie więcej przestrzeni. Zrobiłam generalne porządki w szafie, wyrzuciłam dwa wory (serio!) ubrań i zaczęłam nabywać mniej rzeczy stawiając na wykończenie tych, które mam. W 2018 roku miałam nawet swój rok bez kupowania nowych ubrań i przyszedł mi on bez problemu, a w garderobie nie zapanowały pustki.

Jednak prawdziwą lekcją minimalizmu było dla mnie spakowanie się na półroczny pobyt we Francji w 30 kg bagaż.

Lekcja 1

Rzeczy niezbędnych jest zdecydowanie mniej niż sądziłam

Szczerze mówiąc mam tu na myśli wszystko od skarpetek przez kuchenne akcesoria po zakreślacze czy kosmetyki, choć akurat z tymi ostatnimi mam najmniejszy problem. Pakując się na wyjazd zabrałam tylko najistotniejsze przedmioty. Nie spakowałam całej szafy ubrań, wzięłam tylko najbardziej uniwersalne pary butów. Niewiele miałam biżuterii. Bez problemu gotowałam mając do dyspozycji tylko jeden garnek i jedną patelnię, zamiast całego zestawu w różnych kształtach i rozmiarach. Byłam zdziwiona, jak wiele można zdziałać z tak niewieloma rzeczami.

Kiedy wybierałam przedmioty do włożenia do walizki, co chwilę znajdywałam coś niezbędnego do zabrania. Waga szybko zweryfikowała moje plany. Ostatecznie wzięłam naprawdę niezbędne minimum. I choć oczywiście na miejscu trochę dokupiłam, to dałam sobie radę z mniejszą ilością rzeczy niż myślałam.

Lekcja 2

Mniej jest szybciej i wygodniej

Nigdy nie wierzyłam w szafy kapsułowe i ich cudowny wpływ na czas ubierania się. Wydawało mi się to przesadzone i nieprawdziwe. Przecież, jak mam więcej ubrań, to łatwiej jest się ubrać, prawda? Dopiero we Francji doceniłam wygodę posiadania 2 sukienek, 2 par spodni, kilku swetrów i białych t-shirtów. Rano sięgałam po jedną z tych rzeczy i pasowała do innych. Nie musiałam się nad niczym zastanawiać. Wyjmowałam, ubierałam i byłam gotowa do wyjścia.

Co więcej, po powrocie do Polski nadal sięgałam po te same ubrania, które miałam ze sobą na Erasmusie. Reszta garderoby praktycznie mogłaby nie istnieć.

Lekcja 3

Maxi jest przytłaczające

Wiecie, co mnie najbardziej zszokowało po powrocie do domu? To, ile przedmiotów miałam w pokoju! Kompletnie nie mogłam się odnaleźć, bo wszystkiego było jakoś za dużo. Na Erasmusie przyzwyczaiłam się do życia z mniejszą ilością rzeczy w moim otoczeniu i nie żyło mi się źle. Zrozumiałam, że maksymalizm to jednak nie jest moja bajka i wolę mieć mniej wszystkiego wokół siebie.

Oczywiście nie oznacza to, że wzięłam wielki wór i wyrzuciłam wszystko. Nie, bo byłaby to totalna głupota i marnotrawstwo. Wolę stopniowo zużywać rzeczy i się ich pozbywać. Nie znaczy to także, że w moim pokoju same meble. Nadal lubię mieć wokół siebie ładne i przydatne rzeczy, jednak teraz muszę mieć więcej przestrzeni na oddech, żeby nie czuć się przytłoczona.

Lekcja 4

Ludzie nie pomyślą, bo ich to nie obchodzi

Nie oszukujmy się, każdy z nas ma spore zapędy egoistyczne i boi się tego, co ludzie pomyślą. Oczywiście zdrowy egoizm nie jest zły, ale tak naprawdę niewiele osób zwraca uwagę np. na to, co mamy codziennie na sobie. No chyba, że jest to brudne albo bardzo niespotykane.

Często skupiamy się na wyborze codziennie nowych i wyszukanych outfitów tylko po to,  żeby nie było, że chodzimy ciągle w tym samym. Na Erasmusie nie zaszalejesz, a jak zaszalejesz, to nadbagaż w drodze powrotnej będzie Cię sporo kosztować. Zdecydowanie bardziej od stroju liczyły się wspólne zainteresowania, tematy do rozmowy i po prostu miło spędzony czas. Nikt nie zastanawiał się, ile elementów liczy garderoba czy pokój drugiej osoby.

 

Dla mnie pobyt na Erasmusie był przymusowym testem innego sposobu na życie i potwierdzeniem, że minimalizm to dobry kierunek. Czuję się z nim lżej i bardziej komfortowo, a przecież o to chodzi!

A Ty, po której stronie barykady jesteś: mini czy maxi?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *