W dzisiejszym cotygodniowym sprawozdaniu z mojego pobytu na Erasmusie w Orleanie nie zobaczycie ani jednego zdjęcia z Orleanu! Tym razem zabieram Was na jednodniowy spacer po stolicy Francji – Paryżu.
Tydzień dumnie zapowiedziałam Wam, że dzisiaj zobaczycie relacje z wycieczki do Wersalu. Taki właśnie miałam plan na minioną niedzielę. Niestety na zbiórce o 6 rano okazało się, że kierowca autokaru się rozchorował, jednak zapomniał komukolwiek o tym powiedzieć. Dlatego też firma nie była w stanie załatwić żadnego zastępstwa dla naszej grupy. Wszyscy wstaliśmy tego dnia przed 5 i szkoda było to marnować.
Część osób zdecydowała się na powrót do łóżka, zaś nasza czwórka spontanicznie zdecydowała się na wycieczkę do Paryża – w końcu i tak mieliśmy w planach spędzić cały dzień poza Orleanem. Szybko kupiliśmy bilety na najbliższy autobus i wyruszyliśmy w dwugodzinną drogę! Co prawda widzieliśmy się wcześniej dwa czy trzy razy na spotkaniach integracyjnych, ale w żaden sposób nie przeszkodziło nam to w udanym wyjeździe.
Mimo że cały piątek i prawie całą sobotę pogoda była koszmarna – było zimno i padało, w niedzielę wyszło piękne słońce i zrobiło się ciepło. W skrócie: wiosenna pogoda w Paryżu nam dopisała! Nie mogę uwierzyć, że 2 lutego chodziłam po Paryżu w samym swetrze (za co dostało mi się od mojego gardła w środę ;)). Ten drobny szczegół pomińmy, bo naprawdę nie było mi zimno podczas przechadzki po Polach Elizejskich.
Spacer zaczęliśmy od Wieży Eiffle’a, bo to na niej najbardziej nam zależało. Ja też podczas mojego pierwszego pobytu w Paryżu nie miałam okazji jej zobaczyć, więc dobrze się złożyło. Później przeszliśmy Polami Elizejskimi do Ogrodu Tuileries i Louvre’u, do którego nieznanymi drzwiami bez kolejki weszliśmy na szybką wizytę – do Mona Lisy i egipskich sarkofagów. Obraz mnie rozczarował – nie do końca rozumiem jego fenomen i dorobione do tego niezwyczajne historie. Zachwycił mnie natomiast sam pałac! Te podłogi, sklepienia, okna! Bardzo podobały mi się też rzeźby greckie – szaty wykonane z kamienia wyglądały, jak prawdziwy opływający materiał, a powstały tyle tysięcy lat temu!
Ostatnia część wycieczki była najpiękniejsza, bo zaczęła się złota godzina. Ja, zdecydowana przeciwniczka miłości do Paryża, zrozumiałam, że jednak to miasto może być zachwycające. Żadne zdjęcia ani słowa nie oddadzą i nie opiszą kolorów budynków o zachodzie słońca i zaraz po nim, kiedy zapalały się pierwsze światła w kafejkach i idealnie łączyły się z końcówką promieni słońca. Magia!
Odwiedziliśmy katedrę Notre Dame, w której mieliśmy okazję posłuchać nabożeństwa. Dźwięk organów i śpiewu odbijających się na kamiennych ściany zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Zwykłe przejście przez katedrę w ogóle nie oddaje majestatu tego miejsca. Bardzo żałuję, że nie mogłam tam zostać na dłużej.
Spod Notre Dame udaliśmy się w drogę powrotną na autobus. Przebiegła nam nad brzegiem Sekwany ze światłami budynków odbijających się w tafli wody.
Mówiłam już, że ten zachód słońca to była magia?
Bilans dnia?
Prawie 19 km – 26 815 kroków, 2 zerwane fleki w butach i najlepsze wspomnienia na świecie!
Poniżej znajdziecie też film z naszej wycieczki z kolejną porcją widoków:
Dodaj komentarz