NOUVELLES D’ORLÉANS *7* – szalony tydzień i Paryż

, , ,

Dzisiejsze Nouvelles to miks studenckiej rzeczywistości i małych podróży, a właściwie jednej – do Paryża. Ten tydzień był szalony i na ostatnią chwilę przed kolejnym wyjazdem zebrałam dla Was momenty z tego, co wydarzyło się podczas siódmego tygodnia mojego Erasmusa w Orleanie.

Nouvelles z wpisów pokazujących moją rzeczywistość od czwartku do czwartku, stopniowo przerodziły się we wpisy od piątku do piątku. Dzisiaj mam dla Was mały miks: od soboty do piątku, ponieważ w międzyczasie w tygodniu ukazały się jeszcze dwa teksty: o moich sposobach na sprytne zakupy i o technice Pomodoro.

Marché

Po przerwie ze względu na wycieczkę do Cheverny, w sobotę powróciłam na zakupy na mój ulubiony rynek. Dobrze, że moje ograniczenia budżetowe i brak możliwości płatności kartą trzymały mnie w ryzach, bo skończyłabym ze zdecydowanie zbyt dużą ilością świeżych owoców i warzyw, których bym nie zdążyła jeść. Uwielbiam atmosferę tego rynku i poranne spacery wzdłuż Loary – inaczej bym tam nie doszła. Nawet zakwasy po wycieczkach mi nie przeszkadzały, choć piszczele mocno protestowały. Bardzo ubolewam, że w tę sobotę nie udało mi się pójść na rynek. Ale coś za coś – tym razem zwiedzam Bordeaux!

Nauka

Zazwyczaj po feriach mam wyrzuty sumienia, że nie udało mi się w pełni wykorzystać tego czasu. W tym roku było zupełnie inaczej. Jednak tradycji stała się zadość – nie pouczyłam się w te ferie. Nie wiem, czy usprawiedliwia mnie fakt, że nie miałam tego nawet w planach, choć oczywiście powinnam. Dlatego niedzielę, ostatni dzień ferii spędziłam na pisaniu eseju, zaś pierwszego dnia po feriach napisałam kolokwium z poezji. Na dokładkę w środę pisałam niespodziewaną pracę z hiszpańskiego (prowadząca zasługuje naprawdę na wpis o sobie i swoich absurdach). Tydzień skończyłam kolokwium z literatury i nauk humanistycznych. Uff! Piątkowe zajęcia się nie odbyły, o czym nie wiedziałam i dzielnie na nie poszłam. Ostatecznie zyskałam prawie dwie godziny życia i to im zawdzięczacie dzisiejszy tekst 😉

Paryż

Jako człowiek interesu, gdy widzę bilety na autobus do Paryża za 0,99€ i do tego w dzień, w którym nie mam zajęć, oczywiście je kupuję! Co prawda złośliwość rzeczy martwych: zamknięta kuchnia i pralka, która nie chciała mi oddać ubrań, skutecznie próbowały mi uniemożliwić wyjazd, ale nie dałam się! W piękne wiosenne południe udało mi się dotrzeć do Paryża.

Wycieczkę zaczęłam od spaceru nad Sekwaną. Tym razem szłam drugim brzegiem i mogłam podziwiać Notre Dame i panoramę budynków na drugim brzegu. Następnie doszłam do Louvre’u, gdzie okazało się, że w Paryżu kwitną już magnolie! W lutym! Spod Louvre’u poszłam w kierunku Opery Garnier, bo pierwszym przystankiem na mojej wycieczce były Galeries Lafayette, a raczej dach jeden z nich. Kilkukrotnie czytałam, że widać stamtąd pięknie panoramę Paryża, więc postanowiłam sprawdzić to na własne oczy! I jak się okazało – internet się nie mylił! Widok był niesamowity!

Z Galeries Lafayette udałam się z Mają, moją koleżanką ze studiów w Polsce na Montmartre. Nigdy nie byłam w tej części Paryża, więc koniecznie musiałam to nadrobić. Pospacerowałyśmy sobie mniej lub bardziej przeludnionymi uliczkami i dotarłyśmy do bazyliki Sacré-Coeur. Muszę przyznać, że nie powaliła mnie na kolana – zdecydowanie większe wrażenie zrobiła na mnie bazylika św. Marcina w Tours, a panorama miasta też mniej zachwycająca niż ta z dachu Galeries. Bardzo urzekły mnie uliczki na Montmartre – gdyby tylko było tam mniej ludzi!

W drodze powrotnej przeszłyśmy koło Moulin Rouge i po dłuższym spacerze trafiłyśmy do Village Royal, gdzie obecnie można zobaczyć dekorację z kolorowych parasolek. Bardzo chciałam zobaczyć to miejsce, więc ucieszyłam się, że je znalazłyśmy. Jednak, żeby nie było zbyt kolorowo, to w drodze powrotnej autobus musiał jechać naokoło i w rezultacie dojechałam godzinę później niż planowałam.

Mimo całego pośpiechu w tym tygodniu, zupełnie nie żałuję wycieczki do Paryża. Spacer po tym mieście w 20°C w słońcu i kwitnących drzewach owoców i możliwość porozmawiania z kimś na żywo po polsku były świetne.

O Tłustym Czwartku oczywiście nie zapomniałam – tradycję trzeba szanować! Jednak francuskie pączki spróbuję dopiero we wtorek tzw. Tłusty Wtorek (Mardi Gras). Na razie osładzałam sobie życie ptysiem – równie słodkim i niezdrowym, co pączek 😉

Ten weekend spędzam w Bordeaux, zaś w tygodniu czeka mnie wyjazd do Paryża – mam nadzieję, że deszcz się nie sprawdzi! A później może odetchnę 😉

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *