Jeden dzień w Sarajewie

,

Sarajewo to stolica Bośni i Hercegowiny i niezbyt znane miasto pełne podziałów, sporów, śladów po zimowych igrzyskach olimpijskich w 1984 roku. Jednak oprócz tego wszystkiego co kilka kroków napotyka się tu ślady po wojnie w Bośni, która miała miejsce po rozpadzie Jugosławii.

Sarajewo – jak się tam dostać?

Sarajewo stanowi jeden z przystanków na naszej drodze do Albanii, dlatego też jechaliśmy do niego samochodem. W Sarajewie jest też niewielkie lotnisko, ale z tego, co sprawdziłam podczas pisania tego wpisu, nie ma między nim i Warszawą połączeń bezpośrednich. Nasza podróż trwała ok. 16 godzin i wyruszyliśmy z Warszawy w kierunku przejścia w Cieszynie. Nie jechaliśmy przez Czechy, ponieważ zaraz za granicą skierowaliśmy się na Bratysławę – dzięki temu płaciliśmy za autostrady tylko na Słowacji i na Węgrzech. Zaraz za Bratysławą skierowaliśmy się na Budapeszt, a później na Mohács/Szajk, gdzie dotarliśmy na przejście graniczne między Węgrami i Chorwacją. Następnie kierowaliśmy się na Zagrzeb/Beograd i dopiero później pojawiły się drogowskazy na Sarajewo.

Korzystaliśmy z nawigacji w samochodzie oraz z mapy wydrukowanej z Google Maps i muszę przyznać, że ta papierowa bardzo dobrze sobie radziła. Jeśli nie macie nawigacji samochodowej, to polecam Wam ściągnięcie map Google działających w wersji offline albo po prostu wydrukowaniepotrzebnych tras.

Zdecydowanie najtrudniejszym odcinkiem drogi była sama Bośnia i Hercegowina, ponieważ w tym kraju trafiliśmy tylko ok. 20 km autostrady tuż przed samym Sarajewem. Pozostała część to wąskie, kręte drogi między górami – jak się później okazało drogi między Chorwacją a Sarajewem były i tak dużo lepsze niż te między Sarajewem a Czarnogórą.

Gdzie spać? Co jeść?

W Sarajewie możemy znaleźć, zarówno bardzo luksusowe hotele w centrum, jak i te będące ich całkowitym przeciwieństwem. Można też wynająć pokoje/mieszkania u prywatnych osób, z czego my korzystaliśmy. Mieliśmy do dyspozycji salon z kuchnią, w którym było łóżko małżeńskie; łazienkę; pokój z łóżkiem małżeńskim i balkon. W domu, w którym spaliśmy były jeszcze 4 podobne apartamenty, więc jeśli ktoś z Was będzie jechał do Sarajewa, to mogę podzielić się sprawdzonym kontaktem 😉

Jeśli chodzi to jedzenie, to nie mam w tej kwestii dużego doświadczenia, bo w Sarajewie byłam tylko jeden dzień, ale kilka potraw mogę Wam polecić. Przede wszystkim, spróbujcie bośniackiej kawy, która podawana jest w specjalnych naczyniach z kostkami cukru i często z galaretką. Jest bardzo gęsta, czarna, ale przepyszna – pisze to osoba, która pija mleko z kawą 😉 Do tego polecam Wam ciasto trilece, które jest czymś na kształt grubego biszkoptu nasączonego mlekiem polanego bardzo słodkim sosem. Prawie niewykonalne jest zjedzenie jednego kawałka w całości.

Z dań na słono bardzo polecam Wam spróbowanie zupy z cielęciną i smażonego pstrąga z dodatkiem sałatek – pycha. W Bośni możemy też zjeść tradycyjne kiełbaski z mielonego mięsa – cevapcici, których ja akurat fanką nie jestem, oraz różnego rodzaju smażone mięsa np. jagnięcinę. Warto pamiętać, że w muzułmańskiej części miasta nie znajdziemy miejsca, gdzie moglibyśmy zjeść wieprzowinę. I nie bójcie się próbować jedzenia w przydrożnych, małych restauracjach, które nie zachęcają do wejścia. My jedliśmy w takiej obiad i był przepyszny! I jeszcze jeden pro tip: w Bośni kelnerzy przynoszą rachunek razem z zamówioną potrawą – płacimy, kiedy chcemy i nie musimy nerwowo poszukiwać wzrokiem kelnera 😉

Co zwiedzić w Sarajewie?

Sarajewo to miasto podzielone na dwie części: muzułmańską (Federacja Bośni i Hercegowiny) oraz katolicką (Republika Serbska), co jest wynikiem Układu w Dayton, który zakończył wojnę w Bośni. Cała Bośnia i Hercegowina to jeden wielki mix kulturowy. Jadąc przez kraj wielokrotnie widzi się meczety otoczone kościołami i na odwrót. Muzułmańska część Sarajewa uważana jest za bogatszą (w dużej mierze jest finansowana przez kraje arabskie) i to właśnie w niej znajduje się większość zabytków. To właśnie tam znajduje się starówka, czyli Baščaršija wraz ze studnią Sebilj – znanym punktem spotkań mieszkańców Sarajewa. Jest to miejsce pełne urokliwych uliczek, kawiarni i markowych sklepów. Znajduje się tam też kryta hala targowa – Bezistan, gdzie możemy kupić tradycyjne wyroby np. naczynia do picia kawy, ale też torebki Micheala Korsa czy Louis Vuitton za grosze. Bardzo oryginalne oczywiście 😉

My dużą część miasta zwiedziliśmy z samochodu, ponieważ nie mieliśmy czasu na wielogodzinne spacery po mieście. Tak zobaczyliśmy: ważne obiekty związane z wojną w Bośni: most Romeo i Julii; Aleję Snajperów; hotel Holiday Inn, w którym mieszkali dziennikarze podczas wojny w Bośni; Bibliotekę Narodową oraz miejsce, w którym rozpoczęła się I wojna światowa – most, na którym zastrzelono arcyksięcia Ferdynanda.

Będąc w okolicy lotniska warto udać się do dzielnicy Butmir, gdzie znajduje się wejście do Tunelu nadziei (org. Tunel Spasa), który biegł pod płytą lotniska i w czasie wojny w Bośni łączył odcięte centrum Sarajewa z jego obrzeżami. Dawało to mieszkańcom szansę na zdobycie zapasów pożywienia oraz transport ofiar, ponieważ saperzy stacjonujący na zboczach gór uniemożliwiali przemieszczanie się na powierzchni. Wejście do tunelu kosztuje: bilet ulgowy – 5 KM (ok. 10 zł); bilet normalny 10 KM (ok. 20 zł). Na terenie muzeum możemy przejść kawałek tunelu; zobaczyć, jak wyglądało wnętrze domu, który był wejściem do tunelu oraz obejrzeć krótki film dokumentalny na temat tego miejsca. Bardzo polecam Wam obejrzenie tego filmu, bo jego zaskakująco dobra jakość daje do myślenia, jak niedawno to wszystko się działo. Nie jest to czarno – biały, ledwo widoczny film, jak tez II wojny światowej, do których jesteśmy niejako przyzwyczajeni.

Warto też pamiętać o nieco weselszym fragmencie historii Sarajewa, czyli o IO w 1984 roku. Wiele obiektów zostało zniszczonych podczas wojny, większość z nich jest zaniedbana i porzucona. Ma to jednak jedną znacząco zaletę – można po nich chodzić. My na przykład mieliśmy okazję wejścia na skocznię narciarską (rany, jak to jest wysoko!), a także na podium olimpijskie. Zobaczyliśmy też fragmenty toru saneczkarskiego, które można spotkać na jednej z gór.

 

 

Moim zdaniem, najpiękniejszy widok na miasto roztacza się z punktów widokowych, które znajdują się na szczytach gór. Można dojechać do nich samochodem, co jest zdecydowanie bezpieczniejszą opcją niż piesza wycieczka.

Szczególnie polecam je przy świetle zachodzącego słońca. Warto też wiedzieć, że podział miasta na część muzułmańską i katolicką dotyczy też każdej góry. Jedna należy do jednych, inna do drugich.

Bezpieczeństwo

Na koniec jeszcze muszę wspomnieć o kwestiach bezpieczeństwa. Bośnia i Hercegowina to kraj, który jest stosunkowo „świeżo” po wojnie, dlatego w okolicach miasta znajduje się bardzo dużo miejsc zaminowanych. Świadczą o tym tabliczki (niestety często zabierane przez bezmyślnych turystów jako pamiątki) oraz kamienie pomalowane na czerwono. Dlatego też nie należy pod żadnym pozorom zbaczać z tras, ścieżek, szlaków. Nie radziłabym też wchodzić w nieznane nikomu krzaki.

Odradza się spacery wieczorami poza ścisłym centrum miasta, ponieważ nie jest zbyt bezpiecznie.  Zdarzają się też porachunki między mafią, jednak w dużej mierze nie dotyczą one turystów. Bośnia to kraj, który dochodzi do siebie po wojnie. Cały czas stacjonuje tam EUFOR, czyli wojska Unii Europejskiej będące w Bośni i Hercegowinie z misją pokojową. Warto mieć na uwadze, że nie jest to typowo turystyczna stolica, jak Paryż, Rzym czy nawet Warszawa.

Jeśli chodzi o poruszanie się samochodem po mieście, to nie jest to najprostsza sprawa. Na ulicach kierowcy w dużej mierze jeżdżą, jak chcą; po środku jedzie tramwaj, a do tego przechodnie przechodzą z jednej strony ulicy wszędzie, tylko nie na przejściach. My mieliśmy to szczęście, że po mieście owieźli nas znajomi, bo naszym „małym” samochodem moglibyśmy mieć problem. Uliczki są wąskie, kręte i w dużej mierze pod górkę, co jest w sumie typowe dla bałkańskich miast w górach. Miejcie też na uwadze, że większość mieszkańców jeździ bez legalnego prawa jazdy i jest w trakcie wyrabiania właściwego „plastiku”.

 

Sarajewo to niezwykłe miasto i bardzo się cieszę, że miałam okazję je odwiedzić. Stolica, która z jednej strony chce rozwijać się turystycznie a z drugiej piękne kamienice sąsiadują ze zbombardowanymi budynkami, do których nikt się nie przyznaje, nikt nie chce ich zburzyć i nikt nie chce ich odnowić. Jednak ma niesamowity klimat – klimat mieszanki kulturowej, która wielu z nas kojarzy się z mieszanką wybuchową. I tak bardzo je Wam polecam!

Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania związane z Sarajewem, koniecznie piszcie w komentarzach, a ja, w zależności od ich ilości, odpowiem od razu albo napiszę jeszcze jeden wpis o tej tematyce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *