#35 Kaszmirowy Końsweek

Hej ho, ludzie! Macie prawdziwe szczęście, że ta moja pani lubi okrągłe liczby (te z piątką na końcu to prawie okrągłe 😉 ). Z tej okazji pozwoliła mi wreszcie postukać trochę w klawiaturę, mimo że na pastwisku w słońcu to trochę ciężka sprawa.

Na początku muszę Wam powiedzieć, że ciężkie życie. Odkąd moja pańcia zaczęła wakacje, nie mam ani chwili wytchnienia, bo ona ma misję – zrobić ze mnie porządnego konia. Wolne żarty! Już porządniejszy nie będę. Ostatnio na przykład chciałem wykazać się inicjatywą i umyć stajnię, więc postanowiłem, że wypuszczę wodę z poidła. Dużo się nakombinowałem, ale ostatecznie zdecydowałem tak długo się o nie trzeć szyją, aż samo odpuści przy okazji przestały mnie swędzieć te wszystkie pogryzienia od much. Niestety nikt nie docenił moich starań, tylko afera, że zalałem siebie, boks obok i korytarz. No helloł, ale jak miałem umyć podłogę na sucho?! Niby tacy mądrzy a nic się na życiu nie znają Ci ludzie, pff. A później jeszcze zamknęli mnie na cały dzień w boksie i kowala wezwali. Tak się właśnie w tym kraju ceni działania innych!

DSC_0079

Powiem Wam też, że dużo mam problemów z Olą podczas jazd. Upał – sami wiecie, a ona sobie ciągle jakieś drążki-srążki czy inne przeszkody wymyśla. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama nie potrafi przez to skakać. Ja chcę wyskoczyć, a ona zostaje – niby za wcześnie wyskakuję. Kiedy ja chcę poczekać, to ona skacze – teraz nagle daleko jest okej. Raz się zatrzymałem przed przeszkodą i myślałem, że będzie dym, ale nie, dostałem nagrodę, że zrezygnowałem, bo byśmy się oboje połamali. Chociaż w ostatni czwartek wykazałem się sprytem i odwagą, bo skoczyłem, mimo że stopka byłaby rozsądniejsza. Stwierdziłem, że nie jest to takie duże, więc spróbuję, a co! Ola coś krzyknęła, więc uznałem to za zachętę. Okazało, że krzyczała „Nie!”, ale nie moja wina, że nie mam tłumacza z ludzkiego na koński. Później coś jeszcze narzekała, że niby cudem nie spadła i bla bla bla… Ostatecznie wyszło na to, że i tak skakałem dużo lepiej niż od połowy czerwca, myślicie, że da mi z tej okazji spokój?

DSC_0066

Jednak nie jestem taki zły, bo w terenach chodzę super. Biegnę ochoczo do przodu i prawie niczego się nie boję, chociaż zdarza mi się czasami przypomnieć o jakimś straszydle i uciec od niego po przejechaniu obok. Dokładny jestem i tyle 😉 W niedzielnym terenie zostałem uznany za mistrza odwagi, bo nie przestraszyłem się grzybiarzy, którzy sobie spacerowali i po prostu przegalopowałem obok. Niestety zdarzają mi się takie drobne niedociągnięcia. Nadrobiłem je w środowym terenie podczas przechodzenia przez rzekę. Bo wiecie, wodę to ja jeszcze przeżyję, ale palety! Drewniane palety! Drewniane palety w szuwarach! Czy Wy też macie już stan przedzawałowy? Ja miałem, ale Ola powiedziała (po tym jak wywiozłem ją galopem w okoliczną łąkę), że to jedyna droga do domu. Spiąłem kopytka i dałem radę. Uratowałem nas oboje przed paletową śmiercią!

Czy może być lepszy koń niż taki, co troszczy się o bezpieczeństwo swoje, i swojej pańci najbardziej na świecie? No jasne, że nie! Chociaż Ola twierdzi, że strzelenie kopa ze stawu pod jej oko nie jest dbaniem o jej bezpieczeństwo. Ale ja mam rację, prawda?

 

Ola prosiła, żeby podziękować Mamie Oli za zdjęcia, które widzicie w tym wpisie, więc dzięki Ci, Mamo Oli, za zdjęcia i za marchewki, i za czosnek! Czosnek jest super!



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *