...czyli co nowego u Siwego!
A tym razem mam Wam do opowiedzenia dużo nowego, bo wreszcie miałam okazję pojeździć Kaszmira więcej niż 2 dni w ciągu tygodnia. Jak to się stało? Ferie się stały i mogłam pojawiać się w stajni, jak było jasno. Dzisiejszy wpis jest opisem tego, co przez ten czas robiliśmy.
W poniedziałek byłam w stajni pierwszy raz po ponad tygodniowej przerwie, więc troszeczkę mi się zeszło z ogarnięciem wszystkiego i doczyszczeniem Kaszmira z błotnej panierki. Okazało się, że Siwy nie ma już koleżanek na swoim padoku i rządzi się teraz sam. Całe błotko jego. Przed jazdą zdecydowałam się na przelonżowanie go, bo po pierwsze dość długo stał, a po drugie postanowiłam wypróbować metodę z książki Michela Roberta o rozgrzewce na lonży, a pod siodłem tylko właściwa praca. Jeszcze nie doszłam do tego, czy w naszym przypadku się sprawdza, bo pracy właściwej jest niewiele, gdyż Kaszmirowa kondycja ma się znacznie gorzej niż przewidywałam. No ale dopóki plan lekcji trochę mi się nie zmieni, cudów w tej kwestii nie będzie.
We wtorek realizowałam sesję do wpisu o pielęgnacji, który pojawi się tutaj już wkrótce. Wszystkie zdjęcia pyszczków w tym poście pochodzą właśnie z tego dnia, bo na myjce było cudowne światło, które z pewnością jeszcze nie raz wykorzystam. Na treningu oprócz zwykłej jazdy po płaskim, korzystając z wolnego placu, dodaliśmy sobie 4 drągi na kole z różnymi kombinacjami na wygięcia.
W piątek, sobotę i niedzielę praca wyglądała praktycznie tak samo. Przenieśliśmy się na większy plac do jazdy i dołożyłam więcej pracy w galopie. Rozgrzewkę nadal zaczynaliśmy od lonży, żeby spalił tę energię, która u Kaszmira powoduje głupawkę. A potem dużo kłusa po łukach i drągi, na których Osiołek pięknie wydłużał szyję i pracował grzbietem. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie taką pracą. Nie spodziewałam się, że tak chętnie zejdzie na dół. W niedzielę w porównaniu do pozostałych dni pominęłam lonżę, zamiast tego dołożyłam drągi w galopie. Tutaj było już troszeczkę trudniej. Mam jednak nadzieję, że w weekend uda mi się dołożyć niski szereg gimnastyczny, bo nie skakaliśmy od niepamiętnych czasów.
Całą pracę zakończyłam wczorajszą, czyli wtorkową lonżą. Miały być skoki, ale ponieważ zabrakło mi koordynacji ruchowej na porannej lekcji wf-u, więc cała obolała wolałam uniknąć wsiadania na konia, a tym bardziej anglezowania. Jak się później okazało, Kaszmir też miał problem z równowagą, bo co chwilę się potykał, nogi mu się plątały albo się rozjeżdżał. Mimo że drągi ustawiłam w dość dużych odległościach na kole i dodatkowo podwyższyłam, nie miał z tym większych problemów. Galopy odpuściłam, żebyśmy się obydwoje nie pozabijali. A szalonego wtorku prawie nie było (jedna rundka wariactwa to nic!). Mam nadzieję, że pozbędziemy się tej tradycji.
To tyle ode mnie o tym, co się ostatnio u nas działo. Jak widzicie nie tylko pozujemy do zdjęć i leżymy do góry brzuchem. Czasami zdarza nam się porządnie popracować 😉
Jeśli spodobało Ci się, to co piszę zapraszam na Instagram oraz na Fanpage Clanestiny. Twoja aktywność będzie dla mnie znakiem, że to, co robię podoba się nie tylko mi ;ydłużał
Dodaj komentarz