III semestr studiów – podsumowanie

,

Zaczęłam właśnie ostatni tydzień mojej przerwy międzysemestralnej i jakoś wypadło mi z głowy napisanie podsumowania minionego półrocza. Chyba dlatego, że to był najszybszy semestr do tej pory. Dopiero co zaczynał się październik, a już mamy połowę lutego!

W przeciągu semestru

Jak już wspomniałam we wstępie, to był najszybszy semestr, jaki przeżyłam na uczelni. Myślałam, że zeszłoroczny letni minął mi w mgnieniu oka i szybciej się nie da a tu proszę – udało się! Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ten czas mi tak szybko zleciał. Najbardziej oczywistym powodem byłoby, że po prostu miałam dużo roboty. Ale z drugiej strony, to był chyba najlżejszy semestr do tej pory.

Owszem zdarzały się momenty, w których roboty było trochę więcej, bo na przykład nie chciało mi się przepisywać notatek na bieżąco i przed kolokwium miałam spory problem. Jednak kiedy porównam to  tego samego okresu rok wcześniej, no to porównania nie ma 😉 Serio! Wtedy uczyłam się ciągle czegoś, wiecznie coś mi wisiało nad głową i z niczym się wyrabiałam. Teraz mam do tego mądrzejsze, sprytniejsze podejście.

W ogóle mam wrażenie, że w tym semestrze czerpałam z błędów, które popełniłam na I roku studiów (swoją drogą, to całkiem niezły pomysł na wpis…). A dokładniej z wniosków, które po popełnieniu tych błędów wyciągnęłam. Systematyka. Małe kroczki. To one są kluczem do wszystkiego! I dzięki temu większość rzeczy udawało mi się ogarnąć, zanim przyszła ich ostateczna ostateczność. Nabrałam wprawy w studiowaniu i liczę na to, że z każdym semestrem będzie coraz lepiej.

Zapomniałam też o najważniejszej rzeczy! Nadal bardzo podobają mi się moje studia, mimo że na początku kilka kwestii organizacyjnych mocno dawało się we znaki. W większości lubię to, czego się uczę – inaczej bym nie potrafiła. Poza tym ludzie, z którymi chodzę na zajęcia też są super, więc właściwie to lubię czas spędzany na uczelni.

 

Sesja

W tym semestrze w sumie nie miałam sesji w czasie sesji – taki urok studiów, gdzie jest więcej praktyki. Wszystkie zaliczenia dopadły mnie w dwóch ostatnich tygodniach semestru i nie powiem, żebym mnie to jakoś szalenie cieszyło, choć perspektywa trzech tygodni wolnego była bardzo kusząca! Całość minęła równie szybko, jak pozostała część semestru i tylko z dnia na dzień odhaczałam kolejną napisaną rzecz, gdzieś w międzyczasie się ucząc i przygotowując do następnej rzeczy.

Jak mi poszło? Całkiem nieźle, choć wiem, że mogłoby być lepiej. Jednak fazę perfekcjonistki mam już za sobą na szczęście. Wiem, że dwie oceny byłyby lepsze, gdyby nie to, że jakiś przedmiot musiał spaść w hierarchii wartości i tego, czego się uczyć a czego nie. Padło na filozofię, która trochę była spisana na straty od początku semestru. Po pierwsze, nie miałam szansy być na żadnym wykładzie, a po drugie, filozofia antyczna po raz enty w moim życiu nie bardzo mnie interesowała. No a portugalski poszedłby mi lepiej, gdyby mój mózg, nie odmówił posłuszeństwa i wszystko mu się pokręciło. Ja mu się nie dziwię – ile można myśleć w jednym tygodniu?!

W każdym bądź razie nie zmęczyłam się zbytnio zaliczeniami, bo cierpienie było krótkotrwałe. Zanim się poczułam, że mam dość, to już było po wszystkim.

Wnioski

Większość przedmiotów, na które chodzę w tym roku akademickim, to przedmioty całoroczne, więc sposób nauki, który opatentowałam w I semestrze, na pewno przyda mi się w II. Przede wszystkim wiem, że mogłam pracować jeszcze bardziej systematycznie – czasami lenistwo wygrywało.

Po drugie, chcę być sprytniejsza, czyli osiągać swoje cele mniejszym nakładem pracy. Pod koniec semestru, kiedy miałam mało czasu wróciłam do tradycyjnej nauki, czyli do czytania notatek. Efekt oczywiście był odwrotny do zamierzonego. Czytając może i było szybciej, ale w głowie zostawało naprawdę niewiele i przerobienie większej ilości materiału wcale nie oznaczało, że umiałam więcej.

Po trzecie, chciałabym mieć jeden dzień w tygodniu względnego luzu tzn. bez nauki i jak najmniej ogarniania spraw blogowo-jutubowych. Na poczytanie książki, oglądanie YouTube, czytanie innych blogów, czy po prostu posiedzenie w stajni bez presji upływającego czasu.

Ostatnim wnioskiem, który mi się nasuwa na myśl po tym semestrze, to lepsze wykorzystywanie czasu po zajęciach. Muszę przyznać, że nie doceniałam tych kilku godzin między powrotem z uczelni a pójściem spać. Wydawało mi się, że i tak nic nie zdążę zrobić, a do tego czułam się zmęczona. Jednak w dni, które zmusiłam się do nauki i odrabiania prac, okazywało się, że całkiem sporo mogę wycisnąć z tych godzin. Więc będę wyciskać!

Mam nadzieję, że IV semestr będzie co najmniej tak udany, jak miniony. I nie mam tu na myśli ocen, ale po prostu atmosferę, wiedzę i nie męczenie się bez sensu.

Niech będzie sprytnie! Wam też tego życzę!

 

PS Muszę Wam powiedzieć, że ja i mózg już odpoczęliśmy, więc czekamy na powrót na uczelnię! 😉


fot.: Ania Ulanicka

2 odpowiedzi na „III semestr studiów – podsumowanie”

  1. Awatar Karolina Kołodziejczyk
    Karolina Kołodziejczyk

    Powiem Ci, że ja właśnie też powoli odkrywam, że jestem coraz lepsza w studiowanie. Mniej łopatologicznej nauki, lepsze oceny, luźniejsze podejście, szybsze zaliczenia. Dla mnie kluczem jest dystans, odpoczynek, regularność. I, troszkę kreatywnych notatek i planowania. Aż się cieszę na drugi semestr (nienormalna :D). Pozdrawiam z Wrocławia!

    1. Awatar Ola Figarska | Clanestina

      Ja się cieszę na IV semestr, więc obie jesteśmy nienormalne 😀 Moim zdaniem, oprócz samej wiedzy, na studiach trzeba się nauczyć studiowania. Potem jest z górki 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *