Tu i teraz – kwiecień 2017

W dzisiejszym Tu i teraz witam się z Wami znad talerza pysznego mazurka i z moją ulubioną wielkanocną filiżanką kawy. Szalone blogowe biura przeniosłam na łóżko i cieszę się z wolnych chwil radośnie „marnując życie”. Wpis ukazuje się następnego dnia, więc możemy wszyscy powspominać cudowne chwile dnia wczorajszego. Zapraszam na nowe Tu i teraz!

OGLĄDAM…

Od ostatniego wpisu z tej serii obejrzałam dwa filmy, które chciałabym Wam polecić. Pierwszy z nich to „Krudowie”, czyli animowana opowieść o rodzince jaskiniowców, która bardzo nie lubi próbować i poznawać nowych rzeczy, a szczególnie boi się ciemności. Niestety zmuszona jest opuścić swoją dobrze znaną jaskinię (ponieważ została zrównana z ziemią) i poddać się ewolucji, która jest niezbędna do przeżycia w nowej rzeczywistości, co jak się okazuje wcale nie jest takie proste, szczególnie jeśli jest się przeciwnym. Film, mimo że z założenia powstał dla dzieci, to nie tylko dla nich świetna zabawa. Dorośli powinni z niej wyciągnąć bardzo ważny wniosek – nie wszystko, co nowe oznacza „śmierć”.

Drugim filmem jest „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”, które trafiłam przez przypadek w telewizji. Oskar Shell (Thomas Horn) podczas ataku na WTC traci ojca (Tom Hanks). Pewnego dnia znajduje w jego garderobie klucz i postanawia znaleźć zamek, do którego pasuje. W ten sposób próbuje poradzić sobie ze stratą ojca, wyrzutami sumienia, a także przezwyciężyć swoje liczne fobie. Bardzo spodobał mi się ten film, ponieważ nie jest banalny, a zakończenie zaskakuje. A ostatnio wspominałam, że książki i filmy kończą mi się za wcześnie! Mimo, że temat trudny, film ogląda się bardzo dobrze i żałuję, że wcześniej go nie poznałam, bo jest naprawdę wart uwagi.

CZYTAM…

Nadal czeka na mnie zaczęta dawno, dawno temu „Rewolucja w uczeniu” i „Potęga podświadomości”. Cel jest taki, żeby skończyć je do końca kwietnia i wreszcie ten cel wydaje się realny, przede wszystkim dlatego, że pierwszą książkę muszę oddać do biblioteki do 26 kwietnia. Jednak w tej chwili jest w trakcie czytania ostatniej lektury na zajęcia z literatury amerykańskiej (hip! hip! hurra!), czyli „The Unwanted” K. Nguyen, o której opowiem Wam innym razem, kiedy już będę wiedzieć, o czym opowiada więcej niż to, że związany jest z wojną w Wietnamie.

DSC_0580.JPG

SŁUCHAM…

Dostałam od Zajączka najnowszą, wyczekaną płytę Amy Macdonald – „Under Stars”, więc coś czuję, że będzie grała teraz w samochodzie i nie tylko bez przerwy. Ostatnio też odkopałam płytę Alvaro Soler, która trochę ociepla atmosferę, bo pogoda nie jest najprzyjemniejsza. Już zapomniałam, jak bardzo ją lubię, ale co ja poradzę na to, że zdecydowanie bardziej wolę życie w ciszy.

CZUJĘ SIĘ…

przejedzona, jak to po świętach. I tak w tym roku zjadłam mniej niż w poprzednich latach, ale jednak ciągle więcej niż normalnego dnia. Od października mocno ograniczyłam jedzenie słodyczy, a od Środy Popielcowej nie jadłam ich wcale, więc mój organizm przeżył „lekki” szok przez ostatnie dni, kiedy dostał sporą dawkę cukru – mazurki, Raffaello. Już teraz wiem, że szybko będę wracać na dobrą, żywieniową drogę, bo było mi na niej całkiem przyjemnie.

DSC_0582.JPG

CHCIAŁABYM…

oddać w środę wszystkie prace (pff! tylko 4 albo 5, co to dla mnie), dzięki którym zakończę już semestr z jednego przedmiotu miesiąc wcześniej. Mam nadzieję, że uda mi się napisać je w jeden dzień, ponieważ bardzo to odwlekałam, bo nie jest moja ulubiona  robota, szczególnie jeśli wiąże się z pisaniem mądrych tekstów po angielsku.

UCZĘ SIĘ…

pisać. I to nie tak po prostu, ale pisać ładnie metodą tzw. hand letteringu, a dokładniej brush letteringu. Od Zajączka dostałam książkę „Liternictwo. Sztuka pięknego pisania” oraz brush peny, czyli takie z flamastry/pisaki z końcówką w kształcie pędzelka, więć stawiam pierwsze kroki w tym temacie. Na razie próbuję ćwiczyć alfabet, żeby od początku maja zacząć brać udział w różnych kaligraficznych wyzwania. Moim pierwszym zeszytem ćwiczeń został zeszyt do nut, który przeleżał dobre 6 lat w szufladzie nieużywany i wreszcie doczekał się swojego czasu. (Dlatego nie do końca zgadzam się z tym, że wszystko należy szybko wyrzucać 😉 )

DSC_1083.JPG

PRACUJĘ NAD…

swoim Instagramem i jego ujednoliceniem, a w tym celu robię tony wiosennych zdjęć, więc jeśli jesteście ciekawi zapraszam Was t u t a j. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że jednolite białe zdjęcia i kubki z kawę to kompletnie nie mój klimat. A takie roślinne, kolorowe zdjęcia, trochę Kaszmira i trochę mnie to jest to, więc pewnie do tego będę coraz bardziej dążyć, bo to ma być moje miejsce tworzone z radością.

CZEKAM NA…

ciepło, czyli na prawdziwą wiosenną pogodę, ponieważ póki co narobiła nam smaku i zniknęła. No co to ma być, że w kwietniu biegam w ciepłym szalu i prawie zimowej kurtce?! Liczę na to, że niedługo znowu będzie 20°C albo więcej i piękna wiosna pozostanie z nami na długo 🙂

To już wszystko w kwietniowym Tu i teraz, które było pisane w zdecydowanie odmiennej atmosferze niż to marcowe. Dzisiaj był spokój, lenistwo i odpoczynek bez myślenia o tym, ile będę musiała zrobić jutro. Takie dni są zdecydowanie niezbędne!

DSC_1072.JPG

Jedna odpowiedź do „Tu i teraz – kwiecień 2017”

  1. […] brush letterningu w ramach różnych wyzwań, o czym z resztą pisałam w ostatnim Tu i teraz. Na poważnie zabieram się za swoje pisanie i liczę, że to nie będzie słomiany […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *