Z czym Wam się kojarzą porządki w szafie? Z wielką stertą ubrań na środku pokoju i wszechobecnym chaosem? Chcecie tego za wszelką cenę uniknąć? Dzisiejszy wpis idealny dla Was, ponieważ poruszam tematykę porządków na mniejszą skalę i bez przewrócenia domu na lewą stronę.
Tę metodę porządków stosuję już od 2-3 lat, kiedy po lekturze książki Joanny Glogazy „Slow fashion. Modowa rewolucja” przeprowadziłam generalne porządki w mojej szafie i wyrzuciłam dwa wory ubrań. Wtedy przejrzałam dokładnie każdą rzecz i zostawiłam tylko te, które lubię lub te, z którymi jeszcze nie potrafiłam się rozstać. Postanowiłam poddać je próbie czasu.
Próba czasu
Sprawa jest bardzo prosta – sprawdzacie, czy w ogóle nosicie daną rzecz. Będą ubrania, które już po kilku tygodniach, a może nawet dniach wylądują w śmieciach lub na stercie do oddania. Po prostu dojrzejecie do myśli, że dana część garderoby nie jest już Wam potrzebna, wcale jej nie nosicie, a być może już nie pasuje Wam do żadnych innych ubrań, a tym bardziej do Was.
Będą też takie ubrania, które będziecie trzymać długie miesiące – ja dopiero teraz dojrzałam do wyrzucenia koszuli, którą miałam nosić od tych wielkich porządków. Ile razy ją założyłam? Zero! Jednak dopiero w tym roku dotarło do mnie, że chcę się jej pozbyć. I nie potrzebowałam do tego wyrzucenia całej szafy. Po prostu koszula wpadła mi w ręce i nadszedł czas jej końca, a w szafie jakoś lżej.
Próba jednego dnia
Długo zastanawiałam się, jak ładnie nazwać ten drugi sposób. Uważam go za najbardziej skuteczny sposób, na jaki mogłam wpaść. Jeśli jest jakieś ubranie, odnośnie którego nie jestem pewna, bo właściwie to jest ok, ale nie super-hiper-bardzo-ok, to zakładam je na siebie na jeden dzień i sprawdzam, jak się w danej rzeczy czuję. Jeśli przez cały dzień nie marzę o niczym innym niż zdjęcie jej z siebie, to chyba sprawa jest jasna. Dana rzecz do szafy już nie wraca. Po co mam się w niej męczyć?! Moja szafa nadal pęka w szwach i pozbycie się tego, co mi pasuje będzie powoli prowadzić do ograniczenia garderoby do ilości ubrań, która odpowiada mi w 100%.
Ten sposób też pozwala nam pozbyć się wyrzutów sumienia – ile razy stwierdziliście, że szkoda Wam pozbyć się danej rzeczy, bo przecież jeszcze jest w dobrym stanie, a do tego była droga? Pewnie często – ja też tak mam. Jednak, kiedy dana rzecz nie jest wygodna/komfortowa/w moim stylu i źle się w niej czuję, to już nie ma żadnego ale. Czas się pożegnać.
Takie stopniowe porządki trwają u mnie przez cały rok, mimo to raz do roku pod koniec września staram się wyrzucić całą szafę na podłogę i zajrzeć w jej odmęty. Zawsze uchowa się coś, czego już dawno nie powinno tam być 😉 Jednak to już historia na osobny wpis, a póki co zachęcam Was do stopniowej selekcji – przy generalnych porządkach jest mniej bałaganu!
Dodaj komentarz