#37 Kaszmirowy Końsweek

, ,

Długo zastanawiałam, co powinnam napisać w dzisiejszym Końsweeku, od czego zacząć, ile zdradzić, na czym skończyć. Od ostatniego wpisu tyle się u nas wydarzyło, że nie mogę uwierzyć, że to tylko niecały miesiąc. Zapraszam Was na wszystkie wyjaśnienia!

Kilka dni po tym, jak opublikowałam poprzedni Końsweek, przyjechała do nas pani weterynarz, specjalistka od chorób oddechowych u koni. Muszę Wam przyznać, że z jednej strony wiedziałam, że ta wizyta jest potrzebna (Kaszmirowi wrócił kaszel i oddychał naprawdę paskudnie), ale z drugiej chciałam jej uniknąć. Pierwszą przyczyną tego był strach przed diagnozą; drugą to, że nie lubię lekarzy; zaś trzecią fakt, że wizyta weterynarza nigdy nie wróży dobrze portfelowi.

Okazało się niestety, że pierwsza przyczyna była słuszna. Cały czas miałam nadzieję, że usłyszę, że to nic poważnego, ten typ tak ma i na koniec syrop albo tabletki i po kłopocie. A tu wyszły dwie sprawy, można nawet uznać, że gorsza i lepsza. Zacznę od tej lepszej, bo tutaj czeka mnie mniej pisania. Kaszel, który męczył Kaszmira był objawem zapalenia dolnych oddechowych, które może mieć dwa podłoża: bakteryjne/wirusowe lub alergiczne. Zdecydowałyśmy się podać Kaszmirowi antybiotyk, który ma działanie wykrztuśne. O drugiej sprawie na razie pisać nie będę, bo jeszcze jest w toku, więc jak będziemy mieli ostateczną diagnozę, to dam Wam znać.

Kaszmir ciężko pracuje podczas mojego wyjazdu 😉

Trzy dni później Kaszmir dostał gorączki i jeszcze gorszego kaszlu, więc po diagnozie dostał zastrzyki – penicylinę. To leczyło mu się raz lepiej, raz gorzej, ale antybiotyki skończył w trakcie mojego wyjazdu i nawrotu choroby na szczęście nie ma.

Żeby było jeszcze weselej, Siwy na antybiotykach miał nie wychodzić ze stadem, więc poszedł z koleżanką na padok przy stajni. Jednak kiedy koleżanka wyszła z padoku, Kaszmir po chwili postanowił do niej dołączyć wyskakując przez ogrodzenie. Z metalowych rur. O wysokości ok.160 cm. Nikt by na to nie wpadł oprócz Kaszmira, choć podobno nawet on nie do końca wierzył w powodzenie swojej misji. No i mu się nie udało. Wylądował na głowie po drugiej stronie ogrodzenia i dobił zadem. Kiedy przyjechałam, nie mógł się ruszyć, chodził, jak po mocnym głupim jasiu. Przyjechał weterynarz – nic się nie stało z kręgosłupem, Siwy jest tylko mocno potłuczony. Ogromna ulga, tym bardziej, że Kaszmir zaczął powoli wracać do żywych, jeść itd., choć w boksie zaczął się obracać dopiero dwa dni później. Teraz już śladów po fikołkach nie ma, zad na pewno nie boli, bo lata góra-dół bez jeźdźca z jeźdźcem.

Muszę Wam przyznać, że już dawno podczas wyjazdu tak bardzo za nim nie tęskniłam. Wiedziałam, że został pod dobrą opieką. Jednak przy ilości nieszczęść, które na niego spadły w ostatnim tygodniu przed moim wyjazdem, pozostawało pytanie z tyłu głowy – co jeszcze wymyśli? Na razie nic nie wymyślił, oprócz tego, że znowu skoczył przez ogrodzenie, bo kilka koni było obok. Na szczęście ogrodzenie z taśmy. Na szczęście bez potknięcia.

Na razie jeździmy dosyć delikatnie, bo sprawa Kaszmirowego oddechu nie jest do końca rozwikłana. Siwy uważa, że nic mu nie jest. Tradycyjnie bał się wszystkiego na hali i odstawił taką głupawkę, jakiej dawno nie było. Ktoś mi po prostu ukradł hamulce 😉 Trzymamy też kciuki i kopytka za koniec deszczu, bo dawno w lesie nie byliśmy.

PS Część zdjęć z dzisiejszego wpisu wykonała Klaudia, która opiekowała się Kaszmirem podczas mojej nieobecności. Dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *